W „Wydechu” Ted Chiang prezentuje dziewięć fantastyczno-naukowych opowiadań, traktujących o różnych zagadnieniach. Od podróży w czasie do cyberprzestępczości. Wiązałem duże nadzieje z tym zbiorem i opłaciło się. I choć motywy w ramach których porusza się autor są stare i dobrze znane fantastyce naukowej i jej czytelnikom, to Chiang realizuje je w sposób pozwalający czerpać przyjemność z lektury tego zbioru.
„Kupiec i
wrota alchemika” otwiera zbiór i opowiada historię Fuwaada ibn Abbasa mieszkającego
w Bagdadzie i pracującego jako dostawca tkanin. Pewnego dnia podczas spaceru po
mieście Abbas trafia do nowego sklepu rzemieślnika Baasharata. Po krótkiej
rozmowie sklepikarz utwierdza Abbasa w przekonaniu, że znalazł sposób na
przeniesienie się w czasie o 20 lat w przyszłość lub przeszłość poprzez
urządzenie, które sam stworzył. Baasharat opowiada swemu gościowi historie
ludzi, którzy skorzystali z tej możliwości. W tym lekkim, niezobowiązującym,
przyjemnym i niemal przygodowym opowiadaniu przeczytamy o następstwach
przenosin w czasie, konieczności brania odpowiedzialności za własne czyny,
trudnym zadaniu, jakim jest wpływanie na przyszłość lub przeszłość oraz możliwości
stawienia czoła dawnym błędom i próbie ich naprawy.
Tytułowy
„Wydech” to rzecz naprawdę osobliwa. Trafiamy między zmechanizowanych i
napędzanych powietrzem obcych, którzy funkcjonują dzięki codziennej wymianie
płuc mających formę zbiorników tlenowych. Co więcej rytuał ten zajmuje ważne
miejsce w społeczeństwie i służy socjalizacji. Świat tych istot znajduje się pod
kopułą, a codzienna wymiana płuc zwiększa ciśnienie pod nią. Gdy stanie się ono
zbyt wysokie życie się skończy. W tym opowiadaniu przyjrzymy się zmechanizowanemu
uczonemu, który pragnie odkryć tajemnicę własnego istnienia. W tym celu
przeprowadza na samym sobie skomplikowany zabieg medyczny. „Wydech” mówi też o
konieczności pogodzenia się z faktem, że nic nie jest wieczne, łącznie z
cywilizacją bohatera i nim samym. Uczony zastanawia się także, co będzie, gdy
jego świat się skończy. Chyba każdy zadał sobie kiedyś podobne pytanie, stąd
gdybania mechanicznego naukowca wydają się bliskie każdemu z nas. Opowiadanie
osobliwe, ale dziwnie satysfakcjonujące, tym bardziej, że znajdziemy w nim
analogie do pytań, które dziś stawiają ludzie. Wszak nierzadko dumamy nad
sensem swego istnienia, poszukując odpowiedzi między gwiazdami. W „Wydechu”
dostrzegam jeszcze jedną sprawę. Otóż ciśnienie, które narasta pod kopułą w
świecie tej mechanicznej rasy, można rozumieć jako analogię do globalnego
ocieplenia. Maszyny poprzez własną egzystencję i wymianę płuc zwiększają
ciśnienie, tak samo jak my poprzez emisję gazów cieplarnianych zmieniamy
atmosferę Ziemi, aż w końcu zabiją nas nieodwracalne zmiany w biosferze, które
sami zainicjujemy.
W
króciutkim tekście „Co z nami będzie” Chiang igra z czytelnikiem, proponując
eksperyment, który rzekomo ma udowodnić, że wolna wola nie istnieje. Przewidywarka
to urządzenie z przyciskiem i diodą. Chodzi o to, by przyciskiem zapalić diodę,
jednakże Przewidywarka wysyła informację w przeszłość i dioda zapala się zawsze
przed dotknięciem przycisku i nie ma absolutnie żadnej możliwości, aby
wydarzyło się inaczej. Nie rozumiem jednak jak działanie Przewidywarki ma się
do tezy Chianga postawionej w tym opowiadaniu, że pozbawieni jesteśmy wolnej
woli.
„Cykl życia
oprogramowania” porusza kwestie związane z prawami inteligencji i świadomości
wytworzonej w konstrukcie wirtualnym oraz powinności człowieka wobec takiego
tworu. Ana po zmianie pracy trafia do firmy Blue Gamma, która zajmuje się projektowaniem
digientów, cyfrowych pupili zakotwiczonych w środowisku Data Earth. Digienty
przyjmują postać awatarów, ale co ważniejsze posiadają zdolności nauki, a uczą
się szybciej w grupach i w gruncie rzeczy rozwijają się jak dzieci, traktując
swoich właścicieli jak rodziców. Wkrótce pojawia się możliwość przenoszenia
digientów ze świata cyfrowego do małych robotów w świecie rzeczywistym, co
gwarantuje im więcej możliwości w poznawaniu świata i poszerza ich zakres
interakcji. „Cykl życia oprogramowania” stawia szereg pytań o tożsamość
digientów, opowiada o przemianach społecznych dotyczących postrzegania
digientów, o próbie odnalezienia moralnego kierunku rozwoju dla tych istot, a
wreszcie o walce jednostek z korporacją o los swoich podopiecznych. Można też
pokusić się o rozważania dotyczące życia i śmierci bowiem wyłączenie digienta
jest dla niego końcem życia. Tutaj widzę dwa potencjalne punkty widzenia na tę
sprawę. Pierwszy: digient to tylko oprogramowanie i można go wyłączyć bez
ponoszenia kosztów moralnych. Drugi: digient to świadoma, inteligentna i
czująca istota, należy ją więc traktować na równi z człowiekiem lub zwierzęciem,
znając swoje powinności wobec bytu, który powołujemy do życia. Myślę, że jeśli
kiedykolwiek dojdzie do prób wytwarzania w środowisku wirtualnym
inteligentnych, czujących i świadomych istot stanie się to tematem debaty
moralno-filozoficzno-prawnej.
„Automatyczna
niania Daceya” zabierze nas do XX wieku, w którym pewien konstruktor maszyn ma
fatalne doświadczenia z nianiami dla swojego dziecka. W świetle tych
okoliczności postanawia samodzielnie zbudować mechaniczną nianię dla swojego
syna. Opowiadanie to jest krótkie, ale
skutecznie wprowadza w temat konsekwencji będących wynikiem ingerencji we
wczesny rozwój istoty ludzkiej. Zastąpienie żywej niani mechaniczną zmienia
ścieżkę rozwoju chłopca, a samo opowiadanie, pomimo swojej niewielkiej
objętości, jest nam w stanie powiedzieć kilka istotnych rzeczy o relacji
człowieka z maszyną.
„Prawda
faktów, prawda uczuć” odnosi się do pamięci. Akcja idzie dwutorowo: w bliżej
nieokreślonej przyszłości oraz w latach czterdziestych dwudziestego wieku. Na
pierwszej płaszczyźnie czasowej mamy do czynienia z technologią Remem, to
znaczy wyszukiwarką wspomnień, które nagrywa umieszczona na siatkówce oka
mikroskopijna kamera, co gwarantuje użytkownikowi pamięć absolutną. Na drugiej
płaszczyźnie czasowej autor pozwoli nam przyjrzeć się egzystencji
niepiśmiennego plemienia, do którego pewnego dnia przybywa misjonarz imieniem
Moseby. Trzynastoletni Jijingi jest zainteresowany osobą misjonarza i nawiązuje
z nim znajomość. Moseby wkrótce wyjaśnia chłopcu ideę uwieczniania myśli
poprzez pisanie i uczy go liter. Umiejętność zapisu niewątpliwie jest jakąś
namiastką pamięci absolutnej, zgodnie z łacińskim littera scripta manet – (słowo zapisane pozostaje). W tym
opowiadaniu Chiang na obu tych płaszczyznach pokazuje pozytywne i negatywne
konsekwencje istnienia pamięci absolutnej. W przyszłości naturalnie więcej tych
złych, co delikatne koresponduje z myślą leżącą u podstawy cyberpunku. Remem,
choć pozwala pamiętać wszystko, sprawia, że ludzie między innymi rozpamiętują
stare zadry. Jijingi natomiast, dzięki umiejętności czytania, dociera do pewnej
prawdy o swoim plemieniu, która stawia go przed dylematem. Chiang przemyca też
tezę o istnieniu dwóch prawd, tej opartej na dowodach oraz tej opartej na
uczuciach, gdzie ta druga często wyprowadza nas na manowce w dyskusji na temat
zdarzeń mających miejsce w przeszłości.
„Wielka
cisza” to z króciutkie i pozoru zabawne, ale jednocześnie gorzkie opowiadanie,
w którym papuga prezentuje swoje poglądy na temat poszukiwania pozaziemskiej
inteligencji przez ludzi. „Omfalos” natomiast opowiada historię bardzo pobożnej
pani archeolog, która próbuje pogodzić naukę oraz wiedzę o cudach wszechświata z
wiarą.
„Lęk to
zawrót głowy od wolności” ma w sobie nutkę kryminału. Pryzmaty to urządzenia
pozwalające na komunikację z osobami w alternatywnej rzeczywistości, na
przykład samym sobą, celem porównania swoich wyborów życiowych i sprawdzenie
dokąd doprowadziły. Takie możliwości techniczne naturalnie implikują pojawienie
się nowej gałęzi cyberprzestępczości, co znów przywiodło mnie do skojarzeń o cyberpunku.
Nat chodzi na terapię, aby uwolnić się od uzależnienia od pryzmatu, tymczasem
jej znajomy Morrow przygotowuje warty duże pieniądze przekręt, ale potrzebuje
pomocy Nat w jego realizacji.
Wszystkie
opowiadania z tego zbioru stoją mniej więcej na tym samym poziomie z wyjątkiem
„Co z nami będzie”, które wydaje się dość niedorzeczne, choć dopuszczam
możliwość, że koncepcja autora mnie po prostu przerosła. Styl pisania Chianga z
pewnością nie jest jakiś nowatorski lub wyjątkowy, ale czyta się go dobrze,
szybko i łatwo. Autor nie postawił bariery kompetencyjnej między tekstem a
czytelnikiem w postaci skomplikowanego słownictwa, czy opisywania zjawisk
wymagających pojęcia o ścisłych dziedzinach nauki, stąd zbiór ten kierowany
jest do szerokiego grona odbiorców. Zbiory opowiadań mają to do siebie, że
każdy znajdzie w nich coś dla siebie, ponadto sprzyjają osobom, które nie
zawsze mają czas na czytanie powieści, i tak też jest z książką Chianga. Jego krótkie
formy, poza tym, że czyta się przyjemnie, mogą także popchnąć czytelnika do refleksji
nad technologią oraz miejscem człowieka we wszechświecie.
Osobiście
lubię wszelakie zbiory opowiadań. Ten od Chianga zdołał wspiąć na podium w moim
osobistym rankingu i polecam go wszystkim, którzy szukają czegoś, co nie zabije
im ćwieka, czegoś przystępniejszego. Ci co zęby na fantastyce naukowej zjedli
mogą natomiast uznać pomysły Chianga za wtórne i nie dadzą się autorowi
zaskoczyć.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!
Opowiadania
ułożone subiektywnie od najciekawszych do tych mniej ciekawych
Lęk to
zawrót głowy od wolności
Cykl życia
oprogramowania
Kupiec i
wrota alchemika
Automatyczna
niania Daceya
Wydech
Prawda
faktów, prawda uczuć
Wielka cisza
Omfalos
Co z nami
będzie
Źródła:
1.
Chiang T. Wydech. Poznań, 2020.
Prześlij komentarz
0 Komentarze