Świat spłonął w płomieniach nuklearnej apokalipsy, powietrze nasyciło się radioaktywnymi cząstkami, łańcuchy pokarmowe uległy rozpadowi, podobnie jak społeczeństwo, prawo, moralność i humanizm. Po wojnie ocalali zebrali się w niewielkie enklawy na terenie, który kiedyś był Stanami Zjednoczonymi.

Głównym bohaterem powieści jest Czort Tanner członek gangu motocyklistów, drań, oszust, morderca, złodziej, gwałciciel i tak dalej. Los daje mu szansę na odkupienie swoich win. Tanner ulega naciskom władz i w zamian za obietnicę uniknięcia kary decyduje się ruszyć niebezpiecznym szlakiem tzw. Aleją Potępienia, trasą z Los Angeles do Bostonu i dowieźć szczepionkę, ponieważ wybuchła tam epidemia groźnej choroby. Po drodze czyha na niego wiele niebezpieczeństw: anomalie pogodowe, promieniowanie, zmutowane stwory oraz inni, żądni krwi ludzie.

„Aleja Potępienia” to książka niedługa, bo mająca niecałe 200 stron, napisana zgrabnie, ładnie, ale oszczędnie. Niemniej jest to lektura, przez którą brnie się trudno nie z powodu języka, lecz jej problemów ze spójnością i wiarygodnością. Dzieło Zelaznego ma kilka poważnych mankamentów, które sprawiają, że podczas czytania kręci się głową lub zgrzyta zębami, kiedy sukcesywnie zdajemy sobie sprawę, że ta historia ma zdecydowanie mniej do zaoferowania, niż nam się pierwotnie wydawało. 

Zacznijmy od głównego antybohatera, którego sylwetka pozostawia wiele do życzenia. Czort wydaje się niezwykle prosty, stereotypowy i z dykty wycięty. Jego profil psychologiczny reprezentuje liczne atrybuty brawurowego i pozbawionego sumienia twardziela, który praktycznie za nic ma napotykające go niebezpieczeństwa. Wiemy o nim tyle, że wielokrotnie kogoś skrzywdził, poznajemy go jako człowieka aroganckiego, konfliktowego, chamowatego i pozbawionego skrupułów. Z jednej strony ma to sens, ponieważ świat po atomowej apokalipsie z pewnością nie należy do miejsca gościnnego – obowiązuje w nim prawo silniejszego i darwinistyczne reguły. Z drugiej zaś strony łatwo wyczuć, że Tanner jest mocno przerysowany, jakby autor starał się przedstawić go jako bohatera niezwykle silnego i zaradnego, raźno stąpającego w tej odhumanizowanej rzeczywistości, ale koniec końców z tym przesadził, oddając czytelnikowi postać karykaturalną. Tanner to taki postapokaliptyczny John Rambo, który gotów jest spuścić srogie lańsko każdemu, kto spróbuje go zatrzymać. Mając do czynienia z takim bohaterem trudno jest się z nim identyfikować oraz obawiać się o niego (o ile mu kibicujemy) w dramatycznych momentach. Autor bowiem szybko uczy nas, że na Tannera nie ma mocnych.
  
Zajmijmy się teraz kwestią tego, co bohaterów napędza do działania. W mojej ocenie motywacje niektórych postaci są odrealnione i w większości pozbawione sensu. O ile sam Tanner na początku nie jest zbyt szczęśliwy z powodu podróży w jaką się udaje, to z czasem zdaje sobie sprawę, że od jego sukcesu lub porażki zależy zdrowie i życie wielu osób. Mamy więc tutaj jakiś przebłysk dobra, ale czy aby na pewno? Może jedyną motywacją Tannera jest uchronienie własnej skóry, bo kiedy dostarczy lekarstwo, wszystkie jego winy pójdą w zapomnienie. Myślę, że motywacja samego Tannera ma pewien potencjał na dyskusję.

Ale jakie motywacje ma wpadająca w ramiona Tannera dziewczyna, której nasz antybohater chwilę temu wyrżnął kolegów i zamordował chłopaka? Co każe napastnikom na trasie atakować pojazd Tannera, skoro wiezie on lekarstwo, które posłuży wielu ludziom? Dlaczego całkowicie obce osoby na szlaku miałyby pomagać groźnie wyglądającemu nieznajomemu? Wydaje się, że w świecie po nuklearnej apokalipsie raczej trudno o dobrego samarytanina, bo w tak ekstremalnej sytuacji rośnie prawdopodobieństwo, że ludzie zamienią się w groźne drapieżniki i będą w stanie zabić nawet za kromkę chleba. Jak na mój gust działanie niektórych postaci jest mocno odrealnione.

W domyśle „Aleja Potępienia” to powieść drogi, ale moim zdaniem nie powinno jej się w ten sposób określać. Zbyt mało dzieje się na drodze i we wnętrzu samego antybohatera, aby ten przeszedł prawdziwą, wiarygodną przemianę lub nabył doświadczenia, które odmienią jego życie. Fakt, że Tanner decyduje się podjąć ryzyko i wyruszyć Aleją Potępienia nie czyni go od razu lepszym człowiekiem. Rusza w tę podróż, aby mieć szansę na uniknięcie kary, a w najgorszym wypadku umrzeć na szlaku jako wolny człowiek. Autor usilnie stara się przekonać czytelnika, że w trakcie podróży antybohater przechodzi przemianę. Zatem rozważmy to. Kto jest moralnym człowiekiem? Ten, który nie krzywdzi innych ludzi, bo wie, że to złe, czy ten, który tego nie robi, bo nie chce iść do więzienia? Odpowiedź nasuwa się sama. A więc czy Tannner pomagający innym ludziom, tylko po to, aby sam uniknąć kary nie jest aby moralnym zerem? W mojej ocenie Tanner jest kimś, kto stara się być przyzwoity, bo boi się kary albo stara wykrzesać z siebie dobroć, ponieważ liczy na nagrodę. Stąd wnioskuję, że przemiana bohatera jest tylko pozorna. 
 
Choć „Aleja Potępienia” zawiera przynajmniej kilka klasycznych elementów gatunku postapo jak chociażby anomalie pogodowe i mutanty to myślę, że potencjał jaki leży w świecie przedstawionym nie został wykorzystany. Pisanie książek postapo to z definicji pewien eksperyment społeczny, to przede wszystkim poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jak zachowa się cywilizacja po upadku i jak nowa sytuacja ukształtuje jednostki. Wiemy, że w książce Zelaznego doszło do jakiejś reorganizacji ludzkości, zwyciężyły tendencje jednoczące, ale uważam, że brak temu głębi. Nie wiemy też jak doszło do zagłady, jak żyło się wcześniej i tak dalej. Myślę, że te elementy byłyby bardzo interesującym punktem wyjścia dla powieści, bo mówiłyby więcej o samym świecie przedstawionym, a w konsekwencji łatwiej byłoby czytelnikowi zrozumieć obecny stan rzeczy. Autor natomiast wrzuca nas w zupełnie obcy świat i mówi „patrz, tu są burze piaskowe, a tu potwory, a tu masz pojazd opancerzony z rakietami, miotaczami ognia, karabinami maszynowymi i dużo złych ludzi do zabicia, żeby udało się dowieźć lekarstwo”. Świat przedstawiony jest mało wiarygodny, wręcz jednowymiarowy. Nie wiemy praktycznie nic o relacjach między enklawami, o tym jak ludzie utrzymują się przy życiu w tak nieprzyjaznym środowisku, jak udało im się sformować te enklawy, co jedzą, jak radzą sobie z promieniowaniem, skąd mają karabiny, miotacze ognia, rakiety samonaprowadzające i niekończące się zapasy papierosów?! Wiele kwestii, które mogłyby być znaczące w procesie budowania wiarygodnego świata przedstawionego po prostu pominięto. To wszystko wieńczą słabe dialogi, takie krótkie onelinery, które trochę podnoszą tempo akcji, ale nie są w stanie zbyt wiele wnieść do samej opowieści i powiedzieć czegoś więcej o postaciach. Na samej drodze również brakuje jakichś interesujących wydarzeń.
     
Na czwartej stronie okładki czytamy, że autor wydał 50 powieści i 150 opowiadań, otrzymując w sumie sześć nagród Hugo i trzy Nebula. Przy dorobku tych rozmiarów to raczej niewiele. Fakt, że „Aleja Potępienia” była nominowana do nagrody Hugo trochę rozbudził moją wyobraźnię. Do teraz zastanawiam się za co ta nominacja.
   
Zdaje się, że „Aleja Potępienia” to pierwsza poważna wtopa w tej serii wydawniczej. Niemniej nie wolno przekreślać reszty dzieł spod znaku „Wehikuł Czasu”. „Kwiaty dla Algernona”, „Koniec Dzieciństwa”, „Wieczna Wojna” czy „Przestrzeni! Przestrzeni!” to powieści mające już swoje lata, ale wciąż warte przeczytania; pełne treści, wymagające i pobudzające do głębokich refleksji. Cieszę się, że Dom Wydawniczy Rebis podjął trud przybliżenia ich polskiemu odbiorcy.
  
„Aleja Potępienia to książka krótka, prosta, bardzo sensacyjna i chwiejąca się w posadach, mogąca zainteresować chyba tylko młodego i niedoświadczonego czytelnika fantastyki naukowej, niezłomnego fana Zelaznego albo zagorzałego maniaka postapokalipsy.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Domowi Wydawniczemu Rebis.

Źródła:
1. Zelazny R. Aleja Potępienia. Poznań, 2019.