Literatura
fantastycznonaukowa już niejednokrotnie udowodniła, że ma w sobie pierwiastek
profetyczny. Opisane w książkach fantastycznonaukowych koncepty i zagrożenia na
początku zwykle uchodzą za niemożliwe do zaistnienia w realnym świecie, przedstawione
wizje bywają zbyt nowatorskie, odległe, nierzadko zbyt śmiałe lub niedorzeczne.
Koniec końców fantastyka naukowa puka do drzwi świata realnego i nie jest to
wcale rzadka sytuacja. Nie inaczej jest z powieścią Harry’ego Harrisona
(1925-2012) „Przestrzeni! Przestrzeni” (1966).
Autor
wybiega w niedaleką przyszłość, do roku 1999 i wrzuca czytelnika w stalowo-betonową
paszczę przeludnionego Nowego Jorku, w którym żyje 35 milionów ludzi. Nie tylko
Nowy Jork ma kłopoty z powodu przeludnienia. Problem występuje globalnie. Coraz
trudniej o jedzenie, większość ludzi na świecie cierpi wskutek niedożywienia
lub umiera z głodu, woda poddawana jest reglamentacji, w jednostkach budzą się
zwierzęce instynkty, od których zależy przetrwanie. Ulice toną w śmieciach, rzesze
zamieszkują w slumsach, miasteczkach namiotowych, samochodach, przyczepach, szczęściarze
dzielą z kimś pokój. Niemniej nie tylko głód, brud i ścisk ciemiężą ludzkości. Zmiany
klimatu prowadzą do występowania niezwykle upalnego lata, podczas którego
przebywanie w cieniu jest przywilejem, oraz srogich zim, kiedy możliwość
ogrzania się uchodzi za luksus. Choroby zabijają najsłabszych; dzieci i osoby
starsze, a przestępczość to chleb powszedni – dla wielu jedyne wyjście, które
być może pozwoli przetrwać kolejne tygodnie lub miesiące.
Andy Rusch
jest policjantem, starającym się związać koniec z końcem w tej brutalnej i
niepewnej rzeczywistości. Życie bohatera przewraca się do góry nogami, kiedy po
drugiej stronie miasta dochodzi do morderstwa. Ofiarą niezidentyfikowanego napastnika
pada żyjący dotychczas w luksusie gangster. W toku śledztwa bohater dowiaduje
się więcej o sobie, ale przede wszystkim o świecie, w którym żyje.
Postawienie
policjanta w roli bohatera pierwszoplanowego to zabieg trafiony, ponieważ Andy
codziennie na służbie ma kontakt ze społeczeństwem, obserwuje rozliczne
tragedie; gwałty, demonstracje i ogólne bezprawie, znajduje się blisko tego
wszystkiego. Ponadto zawód policjanta to zawód niewdzięczny, gdyż to na
funkcjonariuszach policji zwykle wyładowują się powodowani gniewem,
wycieńczeniem, głodem i pragnieniem mieszkańcy Nowego Jorku. Życie Andy’ego
wypełnione jest znojem, niekończącymi się nadgodzinami, parszywymi sucharami,
przełożonymi domagającymi się efektów w śledztwie i stałą troską o własny byt,
a wkrótce i byt kobiety, z którą Andy postanawia zamieszkać.
Wszelkie
dramaty są w powieści pokazane, a nie opisane. Autor nie wartościuje, nie
wskazuje palcem co jest dobre, a co złe, co jest czarne, a co białe, nie pisze
bohaterom usprawiedliwień, lecz pozostawia wszystko pod ocenę czytelnika. Rzeczywistość
Andy’ego to spektrum odcieni szarości, do którego przeciętnemu człowiekowi
trudno się w jakikolwiek sposób odnieść bowiem nie doświadcza on na co dzień
rzeczy opisanych w książce i tak naprawdę nie wiadomo, jak każdy z nas, a co
ważniejsze, jak społeczeństwo funkcjonowałoby w tak trudnych warunkach, choć
możemy się tego domyślać. Wydaje się, że za brakiem wartościowania,
umieszczania na skali dobra i zła, przez autora wydarzeń i bohaterów idzie ciekawość
oraz chęć przeprowadzanie na kartach powieści eksperymentu, poszukiwanie
odpowiedzi na pytanie jak nowoczesne społeczeństwo reagowałoby po znalezieniu
się w rzeczywistości, gdzie podstawowe dobra znajdują się poza zasięgiem
większości, a zaspokojone potrzeby to tylko niektóre spośród tych znajdujących
się na najniższym poziomie piramidy Maslova. Kierunek autora był tu ewidentnie
dystopijny, co może świadczyć o niskim mniemaniu Harrisona o ludzkiej
moralności, co raczej nie prowadzi do optymistycznych refleksji na temat naszej
natury.
Być może
powieść powstała w wyniku obserwacji przez autora niepokojących wydarzeń na
świecie. Lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku wszak nie należały do najszczęśliwszych,
szczególnie dla Amerykanów. Trwała wojna w Wietnamie, kosztowny wyścig
kosmiczny, ludność czarnoskóra nie mogła cieszyć się równymi prawami,
Amerykanie ponieśli klęskę podczas operacji militarnej w Zatoce Świń, wybuchł
Kryzys Kubański, którego przyczyną było rozmieszczenie przez Sowietów rakiet
atomowych na Kubie, Lee Harvey Oswald w Dallas pociągnął za spust zabijając
prezydenta Kennedy’ego. Wyobrażam sobie, że wszystko to mogło wywołać w
społeczeństwie amerykańskim melancholię lub skłonności do czarnowidztwa.
W
„Przestrzeni! Przestrzeni!” Harrison skierował się ku rozważaniom o
przyszłości, niewątpliwie formalizując swoje obawy, ale także wysyłając sygnał
ostrzegawczy. Mowa wszak o przeludnieniu, zmianach klimatu, coraz trudniejszemu
sprostaniu podstawowym potrzebom mas z powodu kurczenia się różnych zasobów.
Ale to także opowieść o antagonistycznych ludziach, odnajdujących w sobie
zwierzęcy pierwiastek, o przemianie systemów wartości, poluźnieniu więzów
społecznych i upadających imperatywach moralnych. Autor przemyca także tezę
mówiącą o konieczności wprowadzenia kontroli narodzin z uwagi na stale
przybywającą na świecie liczbę ludności oraz kurczące się zasoby, choćby
kopaliny, oraz przestrzeń do życia. Harrison zwraca też uwagę na fakt, że
większość tych zasobów może w najbliższym spocząć w rękach elit, które wcale
nie będą chciały się tymi zasobami dzielić z innymi. Uważam to za sugestywny komentarz
dotyczący nierówności społecznych.
Profetyczny
pierwiastek fantastyki naukowej jest w powieści jak najbardziej obecny. Liczba
ludzi na świecie robi się coraz większa, ale planeta nie da się rozciągnąć. Zmiany
klimatu: pustynnienie, topnienie lodowców, a w związku z tym znikanie pod wodą
niżej położonych warstw globu, oraz zmniejszenie ilości odbijanego przez
lodowce w przestrzeń kosmiczną światła w przyszłości sprawią, że powierzchnia
do życia ulegnie zmniejszeniu, zagęszczenie ludności zaś wzrośnie, a
temperatura na Ziemi jeszcze się podwyższy. Niewątpliwie niektóre obszary
planety przestaną nadawać się do zamieszkania, co spowoduje migracje
klimatyczne, exodus na skalę jakiej
jeszcze cywilizacja nie widziała. W konsekwencji ludzie będą cisnąć się na
obszarach, gdzie temperatura wciąż pozwalać będzie wieść relatywnie godne
życie, ale rosnąca liczba ludności na kilometr kwadratowy skutecznie będzie ten
poziom życia obniżać, a niezbędnych zasobów nie starczy dla wszystkich. Przypuszczalnie
większość krajów nie będzie przygotowana na przyjęcie klimatycznych uchodźców.
Wraz z wzrostem temperatury ucierpi rolnictwo, co przełoży się na mniejsze
plony, a w konsekwencji może zabraknąć żywności. Harrison wykazał się niemałą
przenikliwością pisząc „Przestrzeni! Przestrzeni!”. Udało mu się z dużą
precyzją wskazać, ekologiczne i społeczne problemy przyszłości oraz ich
potencjalne konsekwencje, co pokazuje, że fantastyka naukowa to także zabawa w
przewidywanie. Na szczęście dla nas Harrison przypuszczalnie pomylił się
przynajmniej o trzy-cztery dekady.
Warto też
zauważyć, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Nowy Jork borykał
się z problemami gospodarczymi; upadło wiele przedsiębiorstw, rzesze ludzi
straciło pracę, dochodziło do masowych zwolnień, w tym także policjantów, co
poskutkowało szybkim wzrostem przestępczości. Sprawy gospodarcze poprawiły się
dopiero w latach osiemdziesiątych, z kryminalistami poradzono sobie dekadę
później. Za nieprzypadkowe uważam sportretowanie przez Harrisona Nowego Jorku jako
zarzewia upadku i przestępczości.
Z
nadejściem roku 2000 wiązano różne obawy. Wśród osób głęboko wierzących
pojawiali się fałszywy prorocy głoszący koniec świata wraz z nadejściem nowego
millenium, obawiano się, że komputery i inne zaawansowane urządzenia przestaną
działać. Stąd umieszczenie akcji powieści w roku 1999 uważam za intencjonalne,
bo w powieści Harrisona świat wygląda jakby miał skończyć się lada chwila.
Harry
Harrison (właśc. Dempsey Harry Maxwell) zadebiutował w 1951 roku opowiadaniem
„Skalny numerek”, ale wybił się na cyklu powieści „Planeta Śmierci”, „Stalowy
Szczur” oraz „Bill, bohater Galaktyki”. Wydawnictwo Rebis, które w ramach serii
„Wehikuł czasu” wydało „Przestrzeni! Przestrzeni!” w przeszłości publikowało inne
powieści Harrisona, między innymi: „Inwazję”, „Tunel transatlantycki.
Nareszcie!” oraz cztery zbiory opowiadań.
Wydaje
się, że Rebis nie mógł wybrać lepszego momentu na odświeżenie tej powieści
czytelnikom. „Przestrzeni! Przestrzeni!” to powieść, która mimo upływu lat się
nie zdezaktualizowała, wręcz przeciwnie, dopiero z wiekiem nabiera znaczenia i
ciężaru, gdyż problemy w niej opisane stają się coraz bliższe, lub będą takie
się stawać w najbliższych dziesięcioleciach i stopniowo komplikować życie ludziom
żyjącym tu i teraz oraz kolejnym pokoleniom, które dopiero nadejdą. I
niepokojące jest to, że to te nadchodzące pokolenia będą musiały wziąć
odpowiedzialność za błędy i krótkowzroczność swoich rodziców i dziadków, którzy
dziś bezrefleksyjnie eksploatują świat, nie myśląc o tym na jaki los skazują
kolejne generacje.
Źródła:
1. Harrison H. Przestrzeni! Przestrzeni!. Poznań,
2019.
2. https://en.wikipedia.org/wiki/Vietnam_War
3. Trump: An American Dream. reż. Barnaby Peel. Wielka Brytania, 2017.
2. https://en.wikipedia.org/wiki/Vietnam_War
3. Trump: An American Dream. reż. Barnaby Peel. Wielka Brytania, 2017.
Prześlij komentarz
0 Komentarze