„Matka Edenu” to druga powieść opowiadająca o tytułowym Edenie, planecie do której nie dociera ani światło, ani ciepło macierzystej gwiazdy. Wskutek tego na Edenie panuje permanentna noc. Wiele pokoleń temu na ten glob przybyło pięcioro astronautów, ale z powodu uszkodzenia lądownika mogło wrócić tylko troje. Dwójka – Tommy oraz Angela – zostali porzuceni przez towarzyszy. Po kilku pokoleniach ich potomkowie zbudowali na Edenie nową, acz niezwykle prymitywną społeczność, a później podzielili się i ruszyli w inne zakątki. Po latach na Edenie funkcjonuje kilka różnych plemion, o różnym stopniu rozwinięcia kulturowego, społecznego i technologicznego.

Gwiazdeczka Strumyk wraz z członkami niewielkiego plemienia żyje na Ziemi Kolanowców. Plemię utrzymuje się ze zbieractwa i łowiectwa oraz handlu dłubankami. Żyją powoli, skromnie, acz w zgodzie, zbytnio nie interesując się sprawami innych ludzi. Pewnego dnia pojawia się śmiały pomysł wyprawy za wodę, by odwiedzić inne plemię, zawrzeć nowe znajomości i sprzedać zrobione łodzie. Na wyprawie Gwiazdeczka spotyka mężczyznę Zielonokamyka Johnsona, który się w niej zakochuje, a następnie prosi ją o to by popłynęła z nim na jego ziemie i została jego domową (żoną). Jest on bowiem synem naczelnika, człowieka, który włada najliczniejszym i najlepiej rozwiniętym plemieniem na Edenie.

Podobnie jak w „Ciemnym Edenie” Chris Beckett stosuje narrację polifoniczną z pierwszej osoby. Na początku każdego rozdziału widnieje imię bohatera z perspektywy którego toczy się akcja – podobny zabieg, co w „Grze o Tron” Martina. Lwia część narracji prowadzona jest przez bohaterki, co może być pewną odpowiedzią na potrzeby współczesnego odbiorcy, bo nie jest niczym zaskakującym, że bohaterki kobiece w powieściach pisanych przez mężczyzn, czasami obsadzane są w rolach drugoplanowych lub w rolach, których wpływ na fabułę jest raczej marginalny. Beckett wyciąga kobiecą perspektywę na pierwszy plan, oddaje głos kobietom i jest to bardzo ciekawe, działa fantastycznie i pozwala w miarę obiektywnie spojrzeć na krwawy i brutalny świat męskich spraw.

 W „Ciemnym Edenie” pobrzmiewały wątki feministyczne, występowała stanowcza i podparta konkretną argumentacją krytyka patriarchatu, co więcej krytyka odnajdująca swoje uzasadnienie w opisanych wydarzeniach. „Matka Edenu” o wiele mocniej stawia na wątki feministyczne. Główną bohaterką powieści jest silna i niezależna kobieta, która widząc dramat nierówności, zarówno płciowej i społecznej, wychodzi temu naprzeciw i dzielnie stawia czoła wszystkim konsekwencjom, jakie przyjdzie jej ponieść. Gwiazdeczka jest zaradna, zdecydowana, pewna siebie, choć nie przejawia tych cech od samego początku. Nabywa je pod wpływem kolejnych doświadczeń, a więc postać jest w toku fabuły rozwijana. Poza tym jest świetną bohaterka, postacią, której perypetie, nierzadko dramatyczne, budzą autentyczne zainteresowanie. Podziwiam Chrisa Becketta za to, że jako mężczyzna potrafił wykreować naprawdę interesującą bohaterkę i w sensowny sposób utrzymać ją na pierwszym planie, ustrzec się stereotypów, które mogłyby wydawać się krzywdzące lub niewłaściwe, wymknąć się procesowi idealizacji postaci. Feminizmu to jednak nie koniec. Istotne wydaje się także to, że Gwiazdeczka jest bardziej rozgarnięta od swojego męża. Lepiej wychodzi jej rozgrywanie politycznej partii szachów i zaskarbianie zaufania poddanych. Zielonokamyk Johnson, nie jest zbyt dobrym władcą, przejawia niepewność czasem trudno mu podjąć odpowiednie decyzje lub postąpić tak, by zadowolić wszystkich lub zwyczajnie postawić na swoim. W tych sprawach Gwiazdeczka ma o wiele większą wprawę, choć jest dziewczyną z przysłowiowej prowincji. Da się tutaj obserwować odwrócenie ról społecznych. W tym miejscu również wielki plus do autora, bo wychodzi on naprzeciw częstej sytuacji, w której mężczyzna jest bohaterem wiodącym, a kobieta funkcjonuje w roli jego sidekicka. Tutaj Gwiazdeczka zdecydowanie wiedze prym i naprawdę miło poczytać o znaczącej bohaterce, która wywiera rzeczywisty, a nie tylko pozorny, wpływ na świat przedstawiony.

W powieści Beckett porusza przynajmniej kilka tematów i warto zrobić niewielki przegląd spraw autora frapujących. Po pierwsze „Matka Edenu” opowiada o nierównościach społecznych. W nowym świecie, do którego przybywa Gwiazdeczka Strumyk, ludzie dzielą się na dużych i małych. Duzi ludzie to po prostu klasa wyższa; osoby sprawujące władzę, zajmujące się administracją, urzędnicy, wodzowie, nauczyciele. Mali ludzie to pracownicy fizyczni, niewolnicy, górnicy i wszyscy inni, którzy dużym ludziom zapewniają wygodne życie, ale też wprawiają państwo w ruch. Bez nich nie byłoby metalu, jedzenia i innych cennych zasobów. Mamy więc społeczeństwo podzielone na dwie kasty, przy czym kasta pracująca jest na tyle niewyedukowana, że nie zdaje sobie sprawy, iż stanowi podstawę państwa, że bez nich wszystko by się załamało. Duzi ludzie dbają o to, by ci drudzy nigdy się o tym nie dowiedzieli i tylko doją małych ludzi, żyjąc sobie wygodnie i chwytając po bat, kiedy zajdzie taka potrzeba. Gwiazdeczka Strumyk jest narzędziem, którym Beckett przekazuje krytykę takiego stanu rzeczy. Bohaterka bowiem wyniosła ze swojego plemienia zupełnie inne zasady, taki status quo jest dla niej dziwny, obcy, niezrozumiały i niedopuszczalny. Gwiazdeczka Strumyk nie zna niewolnictwa i bez wątpienia jest orędowniczką zmian na lepsze – na lepsze dla ludzi najprostszych i najuboższych, ponieważ pragnie przemycić swój styl życia, który uważa za lepszy, styl, który wyniosła ze wspólnoty, z której pochodzi, hołdujący idei równości. Naturalnie nie podoba się to wielu dużym ludziom, bo Gwiazdeczka może zaburzyć delikatną równowagę i doprowadzić państwo do ruiny, swoimi działaniami otworzyć oczy i uwolnić małych ludzi z oków niewolnictwa i spod wpływu dużych ludzi.   

Autor porusza także temat edukacji. Mali ludzie naturalnie nie są wykształceni. Ogromna większość to pracownicy fizyczni, wykonujący niemal niewolnicza pracę w kopalniach za psi grosz. Nauczyciele natomiast karmią ich zapisanymi na korze kłamstwami. Uczą ludzi, że skoro coś jest napisane, to musi być to prawdą, podczas gdy zapisują akurat to, czego aktualnie potrzebują lub coś, co pozwoli im zmusić lud do posłuszeństwa. Kto panuje nad przeszłością, ten rządzi także teraźniejszością i przyszłością – chciałoby się rzecz. Zachowanie nauczycieli pokazuje jak ważna dla tożsamości i samodzielności jest historia i pamięć o niej. Bez pamięci o historii, mali ludzie podatni są na manipulacje, bo naturalnie nie mają żadnego punktu odniesienia, żadnego narzędzia do sprawdzania faktów. Przekaz wydaje się niezwykle klarowny: informacja to władza, głupimi ludźmi rządzić łatwiej, dlatego niezbędna jest dobra edukacja, świadomość społeczna i umiejętność samodzielnej oceny rzeczywistości, aby nie wpaść w pułapkę manipulacji. Pułapka manipulacji. To brzmi, jak coś na miarę naszych czasów, nieprawdaż? Beckett podsuwa, że każdy człowiek powinien być wolny, być panem swojego losu, pracować na swój rachunek i funkcjonować w społeczeństwie jako niezależna jednostka, dzierżąca takie same prawa, jak wszyscy inni. Autor jednocześnie punktuje nierówność płci, nierówności społeczne i uderza krytyką w niewolnictwo.  

Beckett pokazuje także, że ryba psuje się od głowy. To znaczy ilustruje, że fakt posiadania władzy zawsze wiąże się z moralną deprawacją, że władza wymaga krwawych poświeceń, ma zły wpływ na ludzka psychikę, prowadzi do zaślepienia, obłędu, paranoi, a ostatecznie także do śmierci, że władza to wielka siła, ale także wielka odpowiedzialność. To taki znak ostrzegawczy, który autor stawia na drodze wszystkich ludzi, którzy w swoim życiu odpowiedzialni są za los innych. Autor pokazał także, że  prawdziwej władzy nie zdobywa się poprzez na przykład przewrót pałacowy, groźbą, siłą, czy okrucieństwem, ale dzięki oddaniu i uwielbieniu ze strony poddanych. To poddani obdarowują władzą, to poddani są prawdziwym suwerenem. Wystarczy ich niezadowolenie, żeby spaść z niebiańskiej chmury w piekielną czeluść nienawiści. Dla Becketta władza to efemeryda, to coś przelotnego, krótkotrwałego i wielce zdradzieckiego, to toczące się bez przerwy koło fortuny i „Matka Edenu” doskonale to ilustruje.       

Kiedy umiera stary naczelnik, a jego miejsce zajmuje Zielonokamyk Johnson, możemy na tle tych progresji fabularnych zaobserwować przemianę samej Gwiazdeczki. Po pierwsze i najważniejsze: Gwiazdeczka staje się Matką Edenu, matką wszystkich ludzi, ich władczynią, przewodniczką duchową i powierniczką, a prawdziwa matka, kocha wszystkie swoje dzieci; niezależnie od wyglądu, stopnia zamożności, czy pochodzenia. Tym Gwiazdeczka zdobywa popularność i uwielbienie wśród poddanych. Po drugie, bohaterka funkcjonuje jako żona naczelnika, ciepła, kochająca domowa, gotowa wspierać swojego męża i służyć radą. Zielonokamyk z czasem oddaje jej coraz więcej swoich przywilejów, wierząc głęboko w jej mądrość i sprawiedliwość, co prowadzi do umocnienia pozycji Matki Edenu i obniżenia rangi samego naczelnika, co w późniejszym czasie eskaluje w konflikt. Po trzecie mamy portret Gwiazdeczki, jako dziewczyny z prowincji, która staje się kimś, a mimo tego pozostaje sobą – nie ulega moralnemu zepsuciu, nie upija się władzą, nie zapomina o swoich ideałach i właśnie tym zachowaniem porywa wiele serc i umysłów.        

W „Matce Edenu” Beckett pociągnął trochę temat z „Ciemnego Edenu” i ponownie pokazał lęk przed zmianami, ale na nieco innej płaszczyźnie. W autor „Ciemnym Edenie” ścierał ze sobą idee tradycji oraz postępowości, konserwatyzmu i dążenia do nowoczesności. Nowoczesności oczywiście w rozumieniu mieszkańców Edenu. Konserwatywni członkowie Rodziny nie uważali zmian za konieczne, bali się ich, ponieważ tradycję postrzegali jako dobro najwyższe, a odejście od tradycji byłoby dla nich zdradą ich stylu życia, czymś niewyobrażalnie złym. Tradycja wszak stanowiła moralny fundament Rodziny. „Matka Edenu” pokazuje lęk przed zmianami w nieco innym kontekście. Zmiany mogą prowadzić rychłej utraty władzy. System jest niedoskonały, niestabilny, bazujący na niemal niewolniczej pracy i oparty o brak refleksji ze strony najniższych klas społecznych. Niezbędnym dla rządzących staje się więc, aby możliwie jak najlepiej uniemożliwiać małym ludziom zrozumienie swojego położenia, aby system nie poszedł w rozsypkę.  

Ponadto „Matka Edenu” jest nieco moralizatorską opowieścią o uprzedzeniach. Beckett zdaje się wskazywać, że bycie uprzedzonym do innych ludzi z uwagi  na kolor ich skóry, defekty fizyczne, czy jakiekolwiek inne atrybuty stanowiące o odrębności, to postawa godna pogardy. Powieść podkreśla również znaczenie więzi i przyjaźni, co ujawnia się kiedy historia ma się ku końcowi. Przyjaźń zdaje się być jedyną ideą, która jest wieczna, przetrwa wszystkie trudy.

Trochę żałuję, że mniej w tej historii elementów z socjologicznej fantastyki naukowej. W „Ciemnym Edenie” było tego zdecydowanie więcej, co tworzyło niesamowity klimat. Wiecznie powtarzany przez mieszkańców Edenu mit o Ziemi, jej mieszkańcach i ich wynalazkach w „Matce Edenu” niemal nie funkcjonuje, a szkoda. Wierzę, że dodałoby to pieprzu do całej historii.

„Matka Edenu”, pod wierzchnią warstwą fabularną, skrywa więc znacznie więcej treści, bowiem pozwala przyjrzeć się problemom współczesnego świata przez pryzmat opowiedzianej historii. W nienachalny i subtelny sposób powieść proponuje to czytelnikowi. Niemniej zagłębianie się w odniesienia do uniwersum wzorcowego nie jest konieczne, ponieważ i bez tego „Matka Edenu” jest po prostu znakomitą i satysfakcjonującą powieścią. 

Źródła
1. Becket C. Ciemny Eden. Warszawa, 2014.
2. Becket C. Matka Edenu. Warszawa, 2018.