Przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Stanisław Lem toczy potyczki z wydawnictwem, które co rusz zgłasza nowe ideologiczne poprawki
do powieści współczesnej „Szpital Przemienienia”. Niedługo później Lem wyrusza
w góry. W Domu Literatów w Zakopanem spotyka Jerzego Pańskiego – prezesa
Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”. Na jednym ze spacerów Pański namawia Lema
do napisania powieści fantastyczno-naukowej.
„Astronauci”
są pierwszą powieścią Lema, która jest opowieścią kosmiczną. Książka ta z
pewnością wyznaczyła pewien kierunek, pokazała, czego po późniejszej twórczości
Stanisława Lema można się spodziewać. „Astronauci” wpisują się w nurt
socjologicznej fantastyki naukowej, a późniejsze powieści Lema pisane w
podobnej konwencji wywarły duży wpływ na fantastykę naukowa w ogóle i odbiły
się echem po całym świecie. Mówię tutaj między innymi o „Solaris”, „Edenie”,
„Głosie Pana” i kilku innych.
„Astronauci”
powstali w 1951 roku. Były to czasy dla pisarzy bardzo trudne, bowiem panował
socrealizm, to znaczy nurt artystyczny, który w krajach socjalistycznych miał
służyć partii komunistycznej i propagowaniu ideologii radzieckiej. Oznaczało
to, że nie wolno było pisać niczego, co byłoby nie w smak władzom i cenzorom.
Należało natomiast w dziełach literackich dokonywać gloryfikacji obecnie
panującego ustroju i wartości hołdujących „przyjaźni” polsko-radzieckiej i nie
tylko. Profesor Jerzy Jarzębski pisze w posłowiu „Astronautów”: „Był to czas
apogeum socrealizmu, czas panowania powieści produkcyjnych, powielających do
znudzenia ten sam schemat akcji i rozwiązań fabularnych. Opowiadających wciąż o
sprawach związanych z rozruchem zakładów przemysłowych, budową domów czy linii
kolejowych, o tworzeniu socjalistycznego kolektywu robotniczego i demaskowaniu
»wrogów«, powieści te były programowo wyprane z wszelkiej fantazji, ich świat tylko
tym różnił się od codzienności czytelników, że w nim wszystko działo się po
myśli ideologicznych założeń systemu.”
Mówiąc
wprost: pisarz nie mógł napisać tego, co chciał, musiał pisać to, co chciała
władza lub przynajmniej nie pisać tego, czego władza nie chciała, żeby zostało
napisane. Przed Lemem stało więc trudne zadanie. Tworząc „Astronautów” musiał
zręcznie lawirować, uciekać przed polityką lub prześlizgiwać się niezwykle
blisko granicy „politycznej przyzwoitości”. I to widać w „Astronautach” w wielu
miejscach.
Większość
bohaterów ma nazwiska sugerujące, że pochodzą oni z krajów socjalistycznych lub
krajów, które przynajmniej leżą blisko ideologicznie, co miało służyć
gloryfikacji panującego systemu politycznego. Arseniew, pierwszy oficer naukowy,
dowodzący wyprawą na Wenus, jest Rosjaninem (a jakże!), Czandrasekar Hindusem
(Indie były krajem socjalistycznym), Rainer – Niemiec, domniemywać można, że
pochodził z NRD. Lao Czu to Chińczyk, Sołtyk najprawdopodobniej jest naszym
rodakiem, a Oswaticz (wnioskując po nazwisku) może pochodzić z Bałkanów. Główny
bohater, Robert Smith jest natomiast czarnoskórym Amerykaninem, którego dziadek
uciekł przed piekłem kapitalizmu do Związku Radzieckiego. Ponadto w powieści są
fragmenty w których Lem poprzez bohaterów otwarcie krytykuje kapitalizm i
zachodni styl życia, pochwala natomiast socjalizm i ideologię komunistyczną.
Akcja powieści osadzona jest w 2003 roku, po upadku ostatniego państwa
kapitalistycznego. Przekaz jest więc jasny – kapitalizm równa się ruina. Co
więcej! Zakończenie powieści i jej wymowa również równają z ziemią zachodnie
ideały i nie zostawiają suchej nitki na „imperialistycznej polityce” zachodnich
mocarstw. Powieść wręcz kończy się po myśli socrealistycznego morału. Niemniej,
kto Lemowi zarzuci bycie komunistą lub kolaborantem – błądzi lub jest zwyczajnym
ignorantem. Tak po prostu trzeba było zrobić, jeśli chciało się mieć szansę na
publikację w wydawnictwie. Lem musiał uczynić zadość pewnym
polityczno-ideologicznym konwenansom, choć sam zdaje się do tego nie
przyznawać. Sam autor twierdzi, że napisał utopię komunistyczną nie dlatego, że
tak w czasach socrealizmu wypadało, tylko dlatego, że cieszył się z faktu, iż
wyszedł cało ze śmiercionośnej wojny i miał ochotę ujrzeć świat lepszym,
pragnął wierzyć w lepszą przyszłość. Warto zauważyć, że literatura socrealistyczna
(a „Astronauci” zdają się mieć w pewnych miejscach cechy literatury
socrealistycznej) silnie akcentowała hurra-optymizm, którego brakowało u
pisarzy przedwojennych, więc może coś w tym jest. Nie mnie dociekać, a tym bardziej
oceniać pobudki autora, wszak nie oceniam jego samego, lecz jego powieść.
Faktem
jest, że „Astronauci” spodobali się czytelnikom. Była to książka, po którą
sięgano bardzo ochoczo, przetłumaczono ją na wiele języków. Filmowcy z Polski i
NRD wspólnymi siłami stworzyli film „Milcząca Gwiazda”, a nazwisko Lem poczęło odbijać się echem po świecie.
Niebagatelny sukces „Astronautów” wydaje się w pełni zasłużony i z perspektywy
czasu wręcz oczywisty, skoro ówczesne dzieła literackie były tak blade, szare i
nijakie, jak pisze profesor Jarzębski. To był powiew świeżości, mała rewolucja –
świetna powieść fantastyczno-naukowa, która trochę wymknęła się ze szponów
socrealizmu i nie wpadła w pajęczą sieć cenzorów.
Akcja
„Astronautów” toczy się leniwie. Pierwszą połowę powieści profesor Jerzy
Jarzębski nazywa traktatem popularnonaukowym. Lemolog pisze: „Czegóż tam nie
ma: i meteoryt tunguski, i historia budowy rakiet, i podstawy kosmonautyki, a
na tym tle — sensacyjny wątek znalezienia „listu z gwiazd”, który zresztą
uczeni podejrzanie łatwo deszyfrują (w późniejszym o ponad dekadę Głosie Pana
nie pójdzie już im jak z płatka). Tuż dalej autor drobiazgowo opisze rakietę
kosmiczną, posługując się do tego celu wprowadzonym w tekst powieści wykładem
popularnym dla młodzieży szkolnej.” W tych wszystkich pomniejszych wątkach,
poprzedzających długo wyczekiwaną wyprawę na Wenus, Lem ukrywa komentarz o tym,
jak wielkie szczęście na mieszkańców Ziemi sprowadził komunizm. Dziś należy
przymknąć na to oko, bo to jedynie forma zadośćuczynienia ideologicznym
wymaganiom nakładanym na literatów tamtego okresu. Z tego też powodu początek
jest trochę rozmyty. Drugą kwestią, która sprawia, że pierwsza połowa
„Astronautów” może nużyć to niektóre technologiczne rewelacje. To znaczy były
to rewelacje w czasach, gdy Lem pisał powieść. Dziś z większością rzeczy, jakie
autor opisał przeszliśmy już do porządku dziennego.
Zadziwia
natomiast, że bohaterami „Astronautów” nie są partyjnicy albo osoby w pełni
podległe i oddane komunistycznym ideałom, wręcz przeciwnie. Są to ludzie
oświeceni, naukowcy i badacze, osoby światłe i bywałe, a wiadomo, jaki stosunek
do indywiduów tego pokroju zwykle miał reżim. Pomysł osadzenia naukowców w roli
głównych postaci nieco kłócił się z, panującym wówczas, socrealistycznym
modelem literatury, a i tak „Astronauci” trafili do druku. Jarzębski podsumował
to następująco: „Oto autor, w samym centrum socrealistycznej epoki, desperacko
wyznaje swój podziw i wiarę na przyszłość w ludzi oświeconych – nie zaś w
funkcjonariuszy partyjnych i działaczy frontu ideologicznego, jak to
obowiązywało w literaturze owych czasów.” Śmiałość Lema robi wrażenie.
W
kwestii bohaterów warto jeszcze wspomnieć, że jedynym nie-naukowcem w
ekspedycji jest pilot, Robert Smith. Między nim a naukowcami istnieje kompetencyjna
przepaść, szczególnie widoczna w końcowych rozdziałach powieści. Ma to swoje
fabularne konsekwencje. Naukowcy trochę po macoszemu traktują Smitha, tłumacząc
mu, jak dziecku, zawiłości świata fizyki. Mamy więc dwa różne spojrzenia na planetę
Wenus oraz nieznane dotąd fenomeny fizyczne – naukowe i chciałoby się rzecz,
pospolite. Niemniej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że postać pilota Smitha
istnieje po to, by uzasadnić pojawienie się czystej ekspozycji i ją zamaskować.
Wyjaśniając pilotowi różnorakie fenomeny, naukowcy tak naprawdę nie zwracają
się do Smitha, lecz do samego czytelnika, by ten pojął modus operandi fizyki. Robert Smith jest też prototypem typowego
bohatera Lemowej powieści. Ów typowy bohater realizuje schemat odrobinę
naiwnego, acz poczciwego, odważnego i w gruncie rzeczy błyskotliwego protagonisty.
Nie jest jednak ów protagonista ani wielkim uczonym, ani specjalistą. A to
dlatego, że z bohaterem, który nie szasta naukowymi terminami na prawo i lewo o
wiele łatwiej przeciętnemu czytelnikowi się utożsamić. W ten sam schemat ubrany
jest Hal Bregg – bohater „Powrotu z Gwiazd”, czy Marek Tempe z „Fiaska”.
Akcja
„Astronautów” osadzona jest w 2003 roku i czytając tę powieść możemy się od
czasu do czasu uśmiechnąć, ponieważ w nielicznych momentach przewidywania Lema
były niezwykle optymistyczne. Na 2003 rok Lem wróżył nam technologie, o których
dziś możemy jedynie pomarzyć. Inne wyobrażenia Lema są już nieaktualne lub są
częścią naszej rzeczywistości. O futurologii mówi nam to, że jest to nauka
niezwykle śliska, że bardzo trudno jest wróżyć, jaka będzie przyszłość, w jakim
kierunku pójdzie rozwój technologii. Nawet będąc dobrym obserwatorem obecnych
tendencji rozwojowych łatwo się w tej dziedzinie przeliczyć.
Zważywszy
na fakt, że „Astronauci” zostali napisani w 1951 roku, zawarte w powieści
obrazy planety Wenus są całkowicie oparte o osobiste wyobrażenia autora, a tym
samym niezgodne z aktualnym stanem wiedzy, ponieważ radziecki program kosmiczny
„Wenera”, który miał na celu zbadać planetę wystartował dopiero w 1961 roku, a
dopiero w sierpniu 1970 roku pierwszy bezzałogowy statek osiadł na powierzchni
planety. Oznacza to, że wszystkie misje w dziewięcioletnim okresie między 1961
i 1970 rokiem okazały się w jakimś stopniu fiaskiem. Pisząc „Astronautów” Lem
zdał się więc na fantazję i wyszło mu bardzo dobrze. Opisy Wenus wciąż robią
wrażenie i są niezwykle plastyczne, choć nie stanowią odzwierciedlenia
rzeczywistej specyfiki planety. Niemniej wciąż stanowią dowód literackiego
kunsztu autora.
„Astronautów”
otwiera fragment o katastrofie tunguskiej. Jest ona autentycznym
wydarzeniem, ale ma wyjaśnić fantastyczno-naukowy charakter powieści. Zajmijmy
się faktami. 30 czerwca 1908 roku w atmosferę Ziemi z prędkością około 5000
kilometrów na godzinę wchodzi bliżej nieokreślone ciało niebieskie. Bolid
eksploduje przed uderzeniem w grunt. Podmuch eksplozji powala drzewa w
promieniu 40 kilometrów. Fenomen podobno dał się obserwować w promieniu 650
kilometrów a huk słyszalny był w promieniu 1000 kilometrów. W okolicy jego
wystąpienia Rosyjskie magnetometry pokazały drugi biegun północny – to daje
pewne pojęcie o skali zjawiska. W sprawie katastrofy tunguskiej jest kilka luk
i spraw niewyjaśnionych. Lem ów luki wykorzystał i w „Astronautach” winowajcą
katastrofy tunguskiej nie jest meteor lub kometa, lecz statek kosmitów
pochodzący z Wenus, co stanowi przyczynek do rozpoczęcia właściwej akcji.
„Astronauci”
w gruncie rzeczy eksplorują motyw dążenia do spotkania i porozumienia z obcą
cywilizacją. Jeśli spojrzymy na późniejsze książki Stanisława Lema, mam tu na
myśli w szczególności „Eden” (1958), „Solaris” (1961), „Niezwyciężonego”
(1964), „Głos Pana” (1968), oraz „Fiasko” (1986), to możemy dojść do wniosku,
że zagadnienie porozumienia z życiem pozaziemskim Lem znajdował niezwykle
interesującym. Wszystkie wyżej wymienione powieści stawiały ludzi w obliczu życia
pozaziemskiego, zawsze zupełnie niezrozumiałego ze względu na szereg rozbieżności
idei rządzących światem tych istot, filozofii oraz ontologii. Lem niewątpliwie
pojmował, że mierzenie kosmosu ludzką miarą jest drogą donikąd, że bycie
człowiekiem z góry determinuje nasze procesy poznawcze i nawet uzbrojeni w
najznamienitsze osiągniecia nauki jesteśmy bezradni wobec istot pozaziemskich,
bo te żyją, rozumują i zachowują się zupełnie inaczej od nas. Ta niemożność
zrozumienia innych istot inteligentnych, ten pesymizm chyba zawsze był, w
mniejszym lub większym stopniu, konkluzją w pełnych racjonalizmu powieściach
Lema, których głównym tematem było badanie życia pozaziemskiego. Nie inaczej
jest w „Astronautach”.
I
choć powieść kończy się raczej gorzko, to warto się nad zakończeniem pochylić. Ów
zakończenie jest bowiem mocno pacyfistyczne. Jest swoistą przestrogą. Lem
ostrzega i jasno pokazuje do czego może doprowadzić imperializm, zawiść, wojna
i niekończący się wyścig zbrojeń. Warto przypomnieć,
że autor widział wojnę na własne oczy i ją przeżył. Po drugie, kiedy Lem pisał
„Astronautów”, trwała Zimna Wojna, a świat mógł lada dzień utonąć w nuklearnym
piekle. Stąd pacyfistyczna wymowa ostatnich rozdziałów „Astronautów” jest w
pełni zrozumiała i na miejscu.
Dla
mnie nie ma żadnego znaczenia, że „Astronauci” korespondują z socrealizmem, że
zawierają elementy, które stanowią pochwałę socjalizmu lub komunizmu. Takie
były czasy, tak trzeba było wówczas pisać, jeśli chciało się coś znaczyć w
świecie literackim lub przynajmniej mieć na to szansę. Ani trochę nie obchodzą
mnie zarzuty czynione Lemowi, zarzuty, które wynikają właśnie z obecności
socrealistycznych wątków w „Astronautach”, bowiem „Astronauci” to wciąż bardzo
dobra, choć z pewnością nie najwspanialsza spośród całego dorobku autora
powieść fantastyczno-naukowa. Powieść, mówiąca dużo o ludzkiej naturze, będąca
na przynajmniej kilku płaszczyznach lustrem, w którym możemy się przejrzeć i
ujrzeć, że wcale nie jesteśmy tacy piękni, jak nam się wydaje. Że jesteśmy
krótkowzroczni i głupi, ale być może nie jesteśmy w tej głupocie całkowicie osamotnieni.
Źródła:
1.
Lem S. Astronauci. Kraków, 2017.
2.
Jarzębski J. Astronautyczny debiut Lema. Posłowie
w: Lem S. Astronauci. Kraków, 2017.
3.
Mazurkiewicz A. Kapitalizm w odwrocie. O
socrealistycznym epizodzie polskiej fantastyki naukowej. „Pamiętnik
Literacki” z. 2, 2009, s. 109-214.
4.
Pąkciński M. Ciało, płeć i wstyd
komunisty (na marginesie fantastycznonaukowych powieści utopijnych Stanisława
Lema z lat pięćdziesiątych XX w.). „Napis” XVIII, 2012, s. 245-270.
Prześlij komentarz
2 Komentarze
Chyba czas iść spać, bo wpisałam komentarz nie w tym oknie... :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się przekonać do twórczości Lema, ale może warto to zmienić. Zniechęciłam się do jego twórczości lata temu, co wcale nie oznacza, że dzisiaj też by tak było. Muszę dać mu jeszcze jedną szansę. :)
Witaj, dziękuję za komentarz.
UsuńNie chcę, żeby to pytanie wybrzmiało jakoś negatywnie, ale w jakim byłaś wieku, kiedy się zniechęciłaś, i która książka sprawiła, że dałaś za wygraną? Niektóre powieści Lema są bardzo dojrzałe i trudne. Sięgniecie po niektóre jego książki w wieku młodzieńczym rzeczywiście może sprawić, że taki hipotetyczny czytelnik się od Lema z hukiem odbije.