W „Hel-3” Jarosław Grzędowicz chciał pokazać zdehumanizowany świat, w którym więzi społeczne zastąpiły omnifony (odpowiedniki smartfonów) i kultura obrazkowa. Na Księżycu odnaleziono substancję, której kilka ton może zasilać całe USA przez rok i istnieje kilku filantropów, którzy być może będą w stanie zadziałać coś w tym kierunku, ponieważ świat zdaje się mieć problem z pozyskiwaniem energii z alternatywnych źródeł, a paliwa kopalne nie są przecież nieskończone. Bycie iwenciarzem w tych czasach to trudna praca. Trzeba zawsze być w centrum ważnych wydarzeń, często niebezpiecznych. Zadaniem iwenciarza jest nagrywać, bez komentarza, pokazywać wszystko tak jak jest naprawdę, nie sugerować, nie oszukiwać, nie manipulować.  Pokazywanie prawdy i tylko prawdy to najważniejszy cel w tym fachu. Norbert jest kimś takim i pragnie swoimi materiałami otwierać ludziom oczy, a że przy tym zarabia grube pieniądze na wyświetleniach w Mega Necie, to zupełnie inna sprawa.   

Tyle w kwestii fabuły. Po tym opisie już zorientować się można, że autor chciał zapakować w „Hel-3” niesamowicie wiele rzeczy, które na pierwszy rzut oka brzmią niezwykle interesująco, ale również obiecują bardzo wiele, zawieszając poprzeczkę stosunkowo wysoko. Z „Helem-3” jest jednak, jak z obietnicami polskich polityków, są to obietnice w dużej mierze niespełnione i przykro to stwierdzić, tym bardziej, że w powieści „Pan Lodowego Ogrodu”, Jarosław Grzędowicz naprawdę pokazał klasę.

Wydaje się, że „Hel-3” docelowo miał być zbyt wieloma rzeczami na raz. Po pierwsze są w tej książce elementy origin story, które wyjaśniają specyfikę świata przedstawionego. Jest tu historia iwenciarza, który pragnie pokazywać ludziom prawdę, tworzyć niezależne medium, stojące w opozycji do państwowej machiny propagandowej. Z tego stanu rzeczy wypływają wątki reporterskie, szpiegowskie, początek swój znajduje historia o moralnym zepsuciu elit. Przewija się także kwestia złego państwa, nieznoszącego sprzeciwu aparatu, inwigilującego obywateli, czego konsekwencją może być uzyskanie absolutnej kontroli nad obywatelami. Jest problem zdehumanizowanego społeczeństwa, za którą to dehumanizację odpowiada technologia zastępująca więzi społeczne, co trochę przywodzi na myśl wypełnione neonowymi światłami, cyberpunkowe narracje. Jest majaczący gdzieś w tle wątek z Księżycem i tytułowym helem-3, a na pierwszym planie oczywiście karkołomne perypetie młodego bohatera.  

W obrębie każdego z wymienionych motywów otwierane i zamykane są pewne wątki, z tym, że te wątki niemal nigdy nie łączą się w sensowny i konsekwentny sposób. „Hel-3” to bardziej kilka osobnych historii, związanych sylwetką głównego bohatera, niż spójna całość, w której rzeczy płynnie wynikają jedne z drugich, bez poczucia, że coś dzieje się na siłę. „Hel-3” to taka podróż wraz z Norbertem od afery, do afery. Odniosłem wrażenie, że autor nie był pewien, czym „Hel-3” ma ostatecznie być, jaki finalnie nadać mu kształt. W trakcie lektury zadawałem sobie pytanie „czy ja wciąż czytam tę samą książkę?”. Wygląda na to, że Jarosław Grzędowicz kilka razy zmieniał zdanie, jaką historię chce napisać, który wątek w „Helu-3” jest najistotniejszy, któremu poświęcić najwięcej czasu i nie sposób tego nie zauważyć. Mam podejrzenie, że autor najpierw napisał kilka osobnych opowiadań, a potem zdecydował, że formalnie „Hel-3” ma być powieścią i dopisał fragmenty, które w jakiś sposób powiążą poszczególne historie. Wydaje się, że byłoby lepiej, gdyby „Hel-3” faktycznie był zbiorem opowiadań, które połączy główny bohater i specyfika uniwersum, niźli powieścią, bo jako powieść „Hel-3” nie funkcjonuje zbyt dobrze. Raz otwarte wątki zdają się być porzucane przez autora na rzecz kolejnych.    

Dzieło Grzędowicza czerpie z kilku gatunków i przemyca motywy wcześniej zrealizowane w innych książkach. Można tu zaobserwować elementy z „451° Fahrenheita” Raya Bradbury’ego: ucieczka od myślenia, niechęć do rozmawiania, otaczanie się ruchomymi obrazami, eskapizm do świata mediów i kultury obrazkowej. Społeczeństwo w „Helu-3” jest też uzależnione od technologii i chroni się nią jak tarczą, która pozornie oddziela od prawdziwego, niezbyt kolorowego życia, ale tak naprawdę prowadzi do poluźnienia relacji międzyludzkich. Motyw ten niezwykle często obecny jest cyberpunkowych narracjach. A jak cyberpunk, to i dystopia – wiadomo.

Kolejna sprawa to elementy fikcji politycznej, jak z „Roku 1984” Orwella: złe państwo, aparat inwigilujący obywateli, tego rodzaju elementy można w książce zaobserwować. W „Helu-3” przewija się nawet wątek Unii Europejskiej, która wywiera polityczne naciski na Polskę, zakazując na przykład produkcji swojskiej kiełbasy, czy pędzenia własnego bimbru, zmuszając ludzi do kupowania naszpikowanej chemią i prawdopodobnie trującej żywności. I mimo, że krytyka Unii stanowi w miarę spójny element historii, dobrze wpisujący się w całokształt, to skłaniam się ku stwierdzeniu, że wątek ten to osobiste porachunki Jarosława Grzędowicza z Unią Europejską – jeśli można to tak nazwać. Autor podobno żywi sporą niechęć do tego tworu politycznego i pewne fragmenty można słusznie uznać za krytykę machinacji i procedur, jakie generuje UE, co jest osobliwym znakiem czasów, w których żyjemy.

Książkę napisano rwanym stylem: akcja, przerwa, akcja przerwa i tak cały czas, przez to naprawdę trudno w „Hel-3” się wciągnąć. Kiedy jeden wątek się rozwija i nabiera rumieńców jest szybko przez autora porzucany i pojawia się kolejny. Poszczególne małe historie, z których składa się „Hel-3” eksplorowane są powierzchownie i fragmentarycznie, bez polotu, bez wchodzenia w szczegóły, bez poczucia, że działania Norberta w jakiś sposób wpływają na świat przedstawiony i mają jakiekolwiek poważne konsekwencje dla bohatera lub jego bliższego oraz dalszego otoczenia. Kolejne elementy opowieści są realizowane, owszem, ale status quo zdaje się nie zmieniać.       

Główny bohater jest… no cóż, w porządku. Nie są to charakterologiczne wyżyny, ale też nie całkowite dno. Można do Norberta odczuwać jakąś sympatię, ale chyba nie za dużą. To po prostu gość, którego mamy lubić, jeżeli chcemy jakoś przebrnąć przez resztę książki. Ogólnie z postaciami w „Helu-3” jest pewien kłopot – nie są zbyt dobrze napisane. Nie mają ciekawej historii do opowiedzenia, brakuje im wiarygodnych i interesujących czytelnika motywacji. Relacje między bohaterami też nie są specjalnie emocjonujące. Nie udało się też autorowi uciec przed nędzą w kreowaniu postaci drugoplanowych. Na przykład komandosi, których losy kilkakrotnie splatają się z losami Norberta, ubrani są w najbardziej oklepane sztampy, jakie można sobie wyobrazić, a ich pseudonimy operacyjne przywołują na myśl kino akcji najgorszego rzędu.

Wyjątkiem od charakterologicznego ubóstwa jest legendarna postać Mechanika, która przewija się na pewnym etapie opowieści. Mechanik jest wywrotowcem, hakerem, człowiekiem, który od lat wymyka się władzy jest nieuchwytny, niemożliwy do zlokalizowania, człowiekiem, w którego istnienie niektórzy nawet nie wierzą. Niestety bohater pojawia się jednorazowo. Pewnym plusem może być też kilka ilustracji Pawła Zaręby, które według mojego gustu estetycznego są fenomenalne, ale w żadnym stopniu nie ratują utykającej fabuły.

„Hel-3” zalicza też kilka mniejszych wpadek, które co najwyżej wzbudzą uśmiech i kręcenie głową. Jedną z takich wtop jest scena, w której Norbert schodzi z wirówki przeciążeniowej, wymiotuje, a następnie całuje się z języczkiem z dziewczyną, która na niego leci.  

Warto wspomnieć, że okładka jest dość myląca. Sugeruje ona bowiem, że znaczna część historii rozgrywać się będzie w kosmosie, a nie na Ziemi. Opis z tyłu książki również przemawia za wyprawą na Księżyc. W środku natomiast dostajemy totalnie wszystko, za wyjątkiem wyprawy na Księżyc. To znaczy ta wyprawa istnieje, ale ma to miejsce w ostatniej fazie książki i do tego nie jest to specjalnie ciekawie opowiedziane. Poza tym na tym etapie opowieść powoli chyli się ku końcowi i w tej fazie już niewiele z tą kosmiczną opowieścią można zrobić. I à propos końca: zakończenie to paskudne deus ex machina, coś, co wyskakuje jak diabeł z pudełka i tak naprawdę nijak się ma do kształtu świata przedstawionego, jaki Jarosław Grzędowicz kreślił przed czytelnikiem do tej pory. Niewidzialne ostrze ontologicznej niespójności bezlitośnie tnie na plasterki wszystko to, co autorowi udało się zbudować.

Należy też zwrócić uwagę, że „Hel-3” próbował się sprzedawać, jako powieść science-fiction, ale sci-fi w tej opowieści jest tyle, co kot napłakał. Wyprawa na Księżyc – zgadza się, dystopijny elementy – odnotowano, technologia, która zastępuje więzi społeczne – obecna, ale te motywy to tylko otoczka, elementy tła, a nie główne tematy, które książka Grzędowicza śmiało i dogłębnie eksploruje. Być może warto przypomnieć, że dystopia zawsze wynika z obserwacji przez autora obecnych tendencji rozwojowych. I tutaj, moim zdaniem, Grzędowicz trafił w punkt, bo za kilka dekad w perspektywie rzeczywiście możemy mieć kryzys energetyczny, czasem wspomina się o „smartficy”, szczególnie wśród młodych ludzi, to znaczy niemożności normalnego funkcjonowania bez permanentnego bycia online za pośrednictwem telefonu. W mediach czasem odbijają się echem kolejne wymysły Unii Europejskiej. W tym miejscu autor rzeczywiście trafił.     

Fakt, iż konieczne jest odnalezienie helu-3 i przetransportowanie na Ziemię sugeruje, że świat, który wykreował Jarosław Grzędowicz, stoi u progu energetycznego kolapsu. Spodziewałbym się znaleźć w takiej książce pejzaże wskazujące na postępującą katastrofę ekologiczną. Jeżeli kończą się paliwa kopalne, oznacza to, że produkty uboczne powstałe w wyniku ich spalania zostały już wyemitowane do biosfery. Duża ich emisja prowadzi natomiast do zmian klimatycznych i tak dalej. Skoro niezbędne jest odnalezienie tytułowego helu-3, jako alternatywnego źródła energii, to wprost nie może być inaczej. Na tej płaszczyźnie do powieści wkrada się niekonsekwencja, bo nigdzie, ani widu, ani słychu, przesłanek, mogących wskazywać na degradacje środowiska naturalnego.

W ogólnym rozrachunku „Hel-3” to niezbyt spójna, poszatkowana i wtórna opowieść, która jedynie aspirowała do miana ambitnej fantastyki naukowej. Wtórna, bo wszystkie rzeczy opisane w tej książce już gdzieś, kiedyś były, znamy to. Niewiele tutaj rewelacji, czy powiewu świeżości. Czytelnicy ubóstwiający twórczość Jarosława Grzędowicza pewnie przełkną „Hel-3” bez mniejszych problemów. Ja natomiast byłem mocno rozczarowany i nie polecam tej książki czytelnikom, którzy poszukują ambitnej lektury. Odradzam szczególnie tym, którzy upatrywali „Hel-3” na pierwszy kontakt z tym autorem. Bo można się naprawdę zniechęcić.  

Źródła:
1. Grzędowicz J. Hel-3. Lublin, 2017