Dwójka
astronautów podczas kosmicznego rejsu natrafia na list w butelce. Okazuje się
on być relacją francuskiego dziennikarza Ulissesa Mérou, który przed laty był
członkiem trzyosobowej wyprawy kosmicznej do układu Betelgezy. Wiadomość dotyczy
perypetii reportera na planecie Sorora. Planeta ta jest światem podobnym do
Ziemi: podobna roślinność, podobne zwierzęta, nawet skład atmosfery. I ludzie.
Jednak to nie oni władają planetą, lecz człekokształtne małpy, które rozwinęły
zdolności mowy i posiadły ludzką inteligencję, noszą ubrania, używają sztućców,
fotografują, piszą i tak dalej. Ludzie natomiast są dzicy, zachowują się jak
zwierzęta i tak też są traktowani. Urządza się na nich nawet polowania w celach
rozrywkowych.
Autor
zastosował ciekawy zabieg stylistyczny, ponieważ całość czyta się trochę jak
niezły reportaż. Tekst stanowi wierną relację przygód bohatera, co stoi w
zgodzie z jego dziennikarską profesją. Jakiekolwiek dialogi należą do
rzadkości, ale ściany tekstu jakoś specjalnie nie przytłaczają, bo recepcja powieści
przebiega dość wartko, a losy Mérou, mimo nieskomplikowanej fabuły, są na tyle
ciekawe, że historię można połknąć nawet w jeden dzień, a samemu bohaterowi
trochę pokibicować.
Niewydumana
fabuła utworu oparta została o odwrócenie ról względem Ziemi. To znaczy małpy
stały się ludźmi, a ludzie zwierzętami, które nie dysponują niemal żadnymi
cechami, stanowiącymi o człowieczeństwie. Mérou trafiwszy w niewolę małp stara
się przekonać małpią psycholog Zirę, że jest inny niż reszta osobników tego
samego gatunku na Sororze. Jego odmienność wychodzi w szeregu testów,
przeprowadzanych przez psycholożkę, ale przełożeni Ziry niedowierzają, co
uniemożliwia jej podjęcie jakichkolwiek kroków, aby wyciągnąć Ulissesa z klatki.
Społeczeństwo
małp jest kastowe. Goryle są żołnierzami i pracownikami fizycznymi, szympansy
zajmują się nauką, a orangutany przewodzą. Przywództwo nie przeszkadza tym
ostatnim jednak być trzymającymi się kurczowo swoich prawideł ignorantami z klapkami
na oczach i wąskim światopoglądem, co wystarcza, aby podać małpią inteligencję
w wątpliwość – nawet bez wywodów i spostrzeżeń Mérou na ten temat. Alternatywą
jest rozpatrywanie postępowania orangutanów, jako przejawu ksenofobii lub
zwykłej ignorancji.
Można
to uznać za komentarz w kwestii unikatowości ludzkiej cywilizacji w kosmicznej
skali. Wszak wiele osób nie dopuszcza do siebie nawet myśli, że poza Ziemią
istnieje jakieś inne życie lub cywilizacja techniczna. Podobnie zachowują się
niektóre małpy w powieści Boulle’a, negując możliwość, aby człowiek był
inteligentnym stworzeniem i mógł przybyć z gwiazd.
Wątkiem,
który z czasem wysuwa się naprzód jest rozdarcie głównego bohatera między dwoma
kobietami. Nova, dzikuska, z którą bohater został schwytany i zamknięty w celi
jest piękną kobietą, lecz brak jej inteligencji – Nova w gruncie rzeczy jest
zwierzęciem. Niemniej pociąga ona Ulissesa seksualnie. Po drugiej stronie jest
szympansica Zira, z którą bohater nawiązuje bliżej nieokreśloną więź, opartą na
sferze duchowej, emocjach i zrozumieniu. Wszak to Zira jako pierwsza dostrzega
w oczach Ulissesa błysk inteligencji i postanawia mu pomóc odzyskać
człowieczeństwo. Ta relacja jest jednak z góry skazana na porażkę z racji przepaści
gatunkowej. Mamy tu więc pewnego rodzaju konflikt u bohatera – sfery duchowej ze
sfera cielesną – całkiem zgrabnie zarysowany. Wcześniej jednak powieść aspiruję
trochę do dramatu poznawczego, ponieważ początkowo Ulisses i Zira nie mogą
odnaleźć wspólnego języka, a z tego tytułu przyszłe losy bohatera wydają się
wielce niepewne.
Boulle
w „Planecie Małp” prezentuje przede wszystkim zderzenie dwu cywilizacji, co
jest popularnym motywem w fantastyce naukowej, dziś już trochę oklepanym i
przerabianym wielokrotnie. Można tu też mówić o pierwszym kontakcie, ponieważ
Ulisses Mérou doświadcza niemożności porozumienia się z małpami. Oddając się
obserwacji kultury naczelnych Sorory, dokonuje jej porównania do kultury
ludzkiej, którą zna z Ziemi. Moim zdaniem małpy stanowią w pewnym stopniu odbicie
nas samych, wraz ze wszystkimi naszymi przywarami i kompleksami. Przykładowo,
małpy polują na ludzi jak na zwierzynę przy użyciu sztucerów, a po udanym
polowaniu robią sobie zdjęcia ze zdobyczą. Polowanie i zabijanie dla zabawy –
jakie to ludzkie!
Pomysł
z listem w butelce w przestrzeni kosmicznej jest dość dziwaczny, wzbudza krzywy
uśmiech i krytyczne kręcenie głową, ale jest to do wybaczenia, jeśli mieć na
uwadze rok wydania powieści. Poza tym, że list w butelce sam w sobie jest
wyświechtaną kliszą, to stanowi jedynie pretekst do rozpoczęcia opowieści o
Ulissesie. Zagłębiając się w relację reportera, prędko zapomina się o
kretyńskim pomyśle z butelką i wiadomością, żywcem wyrwanym z historii o piratach
lub rozbitkach, ale jakiś niesmak pozostaje. Wygląda to jakby autor nie miał dobrego
pomysłu na rozpoczęcie i złapał się pierwszego lepszego, który przyszedł mu do
głowy. Moim zdaniem jednak mógł całkowicie pominąć początek z parą astronautów,
bo ten niewiele do historii wnosi. Dowodzi jedynie ignorancji małp, ponieważ
rzeczonymi astronautami są właśnie one. Niemniej dowodów na ich ignorancję w
powieści Boulle’a jest dużo więcej.
Wątek
psychologiczny Ulissesa i Ziry, choć dobrze zrealizowany i poprowadzony, jest
właściwie jedynym, a przy takim kierunku fabuły trudno o dramatyczne zwroty
akcji albo tragiczne wydarzenia.
Sama
powieść zdaje się poprzez małpy, które w mojej ocenie są alegorycznymi ludźmi,
obnażać nasze, jako gatunku, wady: nieufność, konserwatyzm, ignorancję,
pretensjonalność. Te wszystkie cechy ma Zaius, orangutan, bezpośredni
przełożony Ziry, który nie pozwala jej na podjęcie stosownych kroków wobec
Ulissesa, gdyż nie wierzy w jego odmienność, a żadne argumenty – nawet te
naukowe – nie mają siły przebicia. Ponadto uznaję „Planetę Małp”, jako wyraz
sprzeciwu wobec ksenofobii, bo dzieło Boulle’a, poprzez psychologiczny wątek
Ziry i Ulissesa pokazuje, że wiele granic można przekroczyć, z korzyścią dla
obu gatunków. Pierre Boulle (1912-1994) wydal „Planetę Małp” w 1963 roku w René Julliard Publishing.
Co
prawda autor „Planety Małp” był francuzem, ale na pewno wiedział, co dzieje się
w Stanach Zjednoczonych. Od lat, w tej mlekiem i miodem płynącej krainie
wolności, trwały walki o zaprzestanie segregacji rasowej i praktyk,
uderzających w godność ludności czarnoskórej. Co prawda w roku 1963 sprawy
segregacji rasowej w USA szły już ku lepszemu, ale niewykluczone, że wątek Ziry
i Ulissesa, w którym przełamane zostają granice, wyznaczone przed odmienność
gatunkową, może być więc jakąś formą komentarza społecznego w sprawie nierówności
rasowej.
W
1968 roku „Planeta Małp” została przeniesiona na ekran w reżyserii Franklina J.
Schaffnera. Zdobyła trzy nagrody oraz cztery nominacje. Dzieło filmowe
pozostaje jednak adaptacją, niźli wiernie oddającą książkę ekranizacją,
ponieważ film z książką – w mojej ocenie – czasami się rozmija. Niemniej jest
to dzieło jak najbardziej warte uwagi, choć czas był dla niego nieubłagany.
W
Polsce „Planeta Małp” pierwszy raz ukazała się w 1980 roku nakładem wydawnictwa
Iskry. Autorami przekładu byli Krystyna i Krzysztof Pruscy. Później powieść
miała kilka wznowień, za które brały się inne wydawnictwa. Czytałem wydanie od
Amberu z 2014 roku i napotkałem kilka pomyłek, niektóre zdania zaczynały się na
przykład od małej litery. Poza nieciekawą filmową okładką nie mam więcej
zastrzeżeń dla wydawcy.
Zakończenie
książki nie wyrywa z butów, jest bardzo klasyczne, choć ma prawo zaskoczyć, o
ile nie połapiemy się wcześniej, do czego to wszystko zmierza. Dzisiaj „Planeta
Małp” nikomu raczej wiadomej części ciała nie urwie, ale jest to klasyk, a
klasykę warto znać. Nie trzeba jej lubić, ale poznawać warto. „Planeta Małp”
jest właśnie taką powieścią. Nie łapie za gardło, nie wywraca czytelnikowi
świata do góry nogami, nie ma w sobie właściwie niczego, co zostawiłoby trwały
ślad w pamięci czytelnika. Stąd „Planetę Małp” określiłbym mianem trochę
bezbarwnej. Niemniej, nawet po tylu latach, powieść Boulle’a, wciąż da się
lubić.
Źródła
1. Boulle P. Planeta Małp. Warszawa, 2014.
Prześlij komentarz
0 Komentarze