Przed
Lemem stało trudne zadanie: jak sportretować życie pozaziemskie tak, aby było
czymś zupełnie innym, aby nie popadać w schemat przedstawiania obcych jako
istot humanoidalnych, dziwnie przebranych ludzi, lub postaci będących w gruncie
rzeczy jedynie wariacją nad naszym własnym jestestwem lub świadectwem innego
kierunku ewolucji? Jak stworzyć coś, co wymknie się kiełkującym z ludzkiej
natury schematom i uproszczeniom w tworzeniu i opisywaniu hipotetycznych
cywilizacji, bądź jakichkolwiek form życia pozaziemskiego? Jak uciec od
mierzenia ludzką miarą bezkresnego kosmosu, w którym mnogość zjawisk i ich
zróżnicowanie stoi u progu nieskończoności? Wydaje się to niemożliwe z racji ułomnej
natury człowieka. Mimo to Lem poszedł w bardzo dobrym kierunku i usunął
czytelnikom grunt spod stóp, jednocześnie wymykając się konwencji, w
konsekwencji tworząc prawdopodobnie najbardziej oryginalny wizerunek obcego w
historii fantastyki naukowej.
„Solaris”
bowiem to opowieść o próbie kontaktu z obcym bytem – cytoplazmatycznym oceanem,
pokrywającym całą powierzchnię tytułowej planety. Istnieją sensowne przesłanki,
aby uznać, że ocean obdarzony jest bliżej nieokreśloną formą inteligencji i zdolny
jest wpływać na chaotyczną orbitę planety, która krąży w układzie podwójnym. Liczne
próby nawiązania kontaktu nie przyniosły żadnych rezultatów, a tajemnicze
właściwości Solaris stanowią dla ludzi zagadkę od wielu lat. Na stację
badawczą, zawieszoną nad oceanem przybywa z Ziemi psycholog Kris Kelvin. Zachowanie
dwóch przebywających na stacji naukowców budzi jego zaniepokojenie, które
eskaluje na wieść, że szef placówki popełnił samobójstwo niedługo przed
przybyciem psychologa na stację.
Prowadzona
narracja i prawdziwe psychologicznie portrety bohaterów stanowią
niezaprzeczalne świadectwo kunsztu oraz mistrzostwa w literackim rzemiośle.
Proza Lema od pierwszych zdań wciąga jak wir i nie chce wypuścić, niekiedy przygniatając
ciężarem zawartych w niej przemyśleń i ukrytych kontekstów, które jeszcze długo
po lekturze kołaczą w myślach. Proza Lema, bez dwóch zdań warta jest lektury,
pomimo stosunkowo wysokiego progu wejścia ze względu na rozbudowaną
terminologię naukową i brak zobowiązania ze strony autora, aby ją czytelnikowi
na każdym kroku objaśniać. Lem nie prowadzi za rękę, lecz puszcza wolno, ale
nawet nie będąc miłośnikiem gatunku, polecam pochylić się nad jego wizją, ze
względu na niezwykłe oryginalne i niemal filozoficznie prawdziwe podejście do
opisywanych zdarzeń i poruszanych problemów. Przenikliwość i talent w
stwarzaniu, poniekąd za kulisami, filozoficzno-moralnych dylematów w
fantastyczno-naukowej oprawie osiąga stopień, z którym żaden inny pisarz
prawdopodobnie równać się nie może.
Spośród
całego dorobku pisarza, to właśnie „Solaris” jest powieścią niewątpliwe
najbardziej znaną i najbardziej docenianą – także na świecie. Pochodzi ona bowiem
ze złotego okresu twórczości Stanisława Lema i śmiało można rzec, że „Solaris”
to jedna z najciekawszych książek fantastycznonaukowych, wydanych po drugiej
wojnie światowej.
W „Solaris” motywy fantastycznonaukowe splatają
się z elementami romansu, historii detektywistycznej oraz horroru, a wymowa
utworu zdaje się być wielowarstwowa. Po pierwsze mamy tutaj zadziwiające
zdolności oceanu do materializowania czujących kopii tragicznie zmarłych osób,
które wciąż są żywe we wspomnieniach bohaterów. Dla Krisa Kelvina pojawienie
się jego zmarłej żony Harey jest przeżyciem obcym, przerażającym i
traumatycznym, budzącym wręcz odrazę. Początkowo bohater z nieufnością patrzy
na Harey, rozumiejąc, że jej pojawienie się jest efektem nieznanego fenomenu
fizycznego, za którym stoi cytoplazmatyczny ocean. Z tego powodu początkowo
odtrąca fantom, ale z czasem zdaje sobie sprawę, że Harey – jej wszystkie
zachowania i emocje są całkowicie prawdziwe i zgodne ze wspomnieniami. Kris
zdaje sobie sprawę, że odtrącając kobietę głęboko ją rani. Z czasem psycholog oswaja
się z nową sytuacją, zaczyna akceptować Harey, a w końcu ponownie się zakochuje.
Być
może trudno wyobrazić sobie ocean, jako istotę myślącą, ale wizja Lema w tym
zakresie i siła z jaką przemawia ona do wyobraźni nie pozwala pozbyć się wrażenia,
że obcujemy z czymś naprawdę inteligentnym. W związku z tym wręcz nie sposób nie
zastanowić się, dlaczego ocean materializuje kopie zmarłych bliskich. Czy
próbuje ciemiężyć bohaterowi, wyszarpując z najgłębszych zakamarków umysłu
traumatyczne wspomnienia? A może właśnie próbuje ulżyć w cierpieniach,
dokonując materializacji pamięci bohatera, poniekąd zwracając mu ukochaną
osobę? Wszystko to zależy od płynie zmieniającej się interpretacji Krisa
Kelvina. W najmroczniejszych momentach, kiedy Solaris spycha psychologa w
najczarniejsze odmęty jego własnej świadomości, Harey jest demonem zadającym
męki straumatyzowanej i poszarpanej psychice bohatera, który wewnętrznie wciąż
nie pogodził się ze śmiercią żony. Innym razem Harey stanowi reprezentację
miłości, jako trwającej wiecznie, niezłomnej siły.
Druga
sprawa, która wyłania się z wizji Stanisława Lema to doskonale zarysowany dramat
poznawczy. Ocean nie tylko jest dla badaczy obcym, z którym dążą oni do
porozumienia, ale przez radykalne różnice na płaszczyźnie psychospołecznej jest
to niemożliwe. Jest także swoistym mikrokosmosem, nieskończonością zagadek,
zamkniętą w cytoplazmatyczną formę i wyzwaniem dla ułomnych umysłów ludzkich. W
dramacie poznawczym ścierają się dwie idee. Po jednej stronie jest istota
odwiecznie pojedyncza, autonomiczna i samotna, a po drugiej zbiór indywidualnych
jednostek – dla oceanu, będącego jednym wielkim mózgiem – być może rozrzucona i
chaotyczna świadomość znajduje się poza granicami zrozumienia.
Powieść
bogata jest w raporty naukowe, będące produktem wieloletnich badań nad planetą.
Solarystyka jest jednak bezsilna wobec nieznanego fenomenu fizycznego, jakim
jest Solaris, bo naznaczona jest ludzką myślą. Brak spektakularnych sukcesów
Solarystyki na płaszczyźnie badawczej stanowi dowód na ograniczenie ludzkiego
gatunku, dowód na to, że ludzie mierzą wszechświat własną miarą i w toku teoretycznych
rozważań za punkt wyjścia obierają zespół ziemskich i ludzkich prawideł, nie
potrafiąc wyjść poza ramy tego schematu.
„Solaris”
to wzruszająca, smutna i zakończona gorzką kropką historia o braku wzajemnego
zrozumienia i niemożności nawiązania kontaktu z obcym, mimo dobrych chęci i
zaciekawienia po obu stronach. „Solaris” brutalnie sprowadza na ziemię pewne siebie,
tęgie umysły, wskazując na to, jak bardzo różny i niezrozumiały dla nas ze
względu na rozbieżność idei, filozofii, ontologii i szeregu innych czynników może
być kosmos. Ponadto powieść stanowczo daje do zrozumienia jak bardzo – z całą
swoją wiedzą i technologią, gromadzoną przez wieki – jesteśmy bezradni wobec kosmosu
i jego cudów.
„Solaris”
to również historia o osamotnieniu w kosmosie, niemożności poradzenia sobie z
traumami, a także o ludzkiej pamięci, która stanowić ma – wskazuje Lem – o
naszym człowieczeństwie. Te i inne poruszone problemy stawiają „Solaris” w
kręgu doskonałej socjologicznej fantastyki naukowej, która od lat zadziwia
pokolenia czytelników i jeszcze bardzo długo będzie to czynić.
Stanisław
Lem zmarł 27 marca 2006 roku w wieku 85 lat. Jego dzieła po dziś dzień stanowią
refleksję nad moralną kondycją ludzkości, stanem i kierunkiem rozwoju nauki
oraz techniki, zagadnieniami filozoficznymi i naszą własną, ludzką, naturą. Obok
„Solaris” wydanego w 1961 roku najbardziej znanymi powieściami z
socjologicznego nurtu Lema są: „Eden” (1959), „Powrót z Gwiazd” (1961), „Głos
Pana” (1968), „Kongres Futurologiczny” (1971) „Wizja Lokalna” (1982) czy
ostatnia powieść autora – „Fiasko”
(1986) – wszystkie genialne, wszystkie z czystym sumieniem polecam.
Zdanie
sobie sprawy z ułomności naszego gatunku i tego, jak niewiele w obliczu kosmosu
znaczą osiągnięcia naszej cywilizacji stanowi klucz do ponadczasowego
przesłania Lema. Żyjemy bowiem na kawałku gruzu, zawieszonym w promieniu przeciętnej
gwiazdy, a życie na naszej planecie może przerwać zabłąkany okruch skalny. Spoglądamy
w nocne niebo, nie będąc w stanie objąć wzrokiem całego firmamentu, ani zliczyć
gwiazd, które błyszcząc, wymykają się naszej percepcji. Nie jesteśmy nawet w
stanie wyobrazić sobie skali kosmosu, nie uciekając się do prostackich porównań
czy infantylnych analogii, lecz uparcie, po zmierzchu zadzieramy głowy,
zastanawiając się, czy gdzieś tam jest ktoś lub coś... zadający sobie podobne
pytania.
Człowiek
ma naturę badacza, odkrywcy, jako gatunek od lat marzymy o dalekich podróżach
do gwiazd, jednocześnie wiedząc, że podróże te mogą nigdy się nie ziścić, a na pewno nie ziszczą się w tym pokoleniu, ani w następnym. I jest w tym coś zasmucającego,
ale i niezwykle romantycznego.
Bo
tęsknimy do gwiazd – choć nigdy do nich nie polecieliśmy…
Źródła
1. Lem S. Solaris. Kraków, 2016.
2. Jarzębski J. Lustro. Posłowie
w: Lem S. Solaris. Kraków,
2016.
Prześlij komentarz
8 Komentarze
Czytałam dość dawno temu i pewnie mój odbiór był kiepski... Ale ta książka w pewnym sensie wyznaczyła moje dalsze odczytywanie s-f. Niestraszna mi naukowa nomenklatura, nie muszę jej rozumieć, no i nie znoszę prymitywnego ukazywania Obcych (chyba że to space opera). Dobrze zaczynać od Lema.
OdpowiedzUsuńWitaj, dziękuję za komentarz.
UsuńMyślę, że do książek Lema trzeba dojrzeć. Młody człowiek może nie zrozumieć, nie docenić. Zgadzam się, że nie jest koniecznym, aby rozumieć cały aparat naukowy, jakim powieść jest obudowana, bo ten często pełni marginalną rolę. Naiwne wizerunki obcych - też za nimi nie przepadam, ale w space operach ten koncept działa bardzo dobrze! :D
Ładnie i ciekawie piszesz o literaturze sci-fi, ale chyba prędko się nie przekonam. Może kiedyś jak już nie zostanie mi żadna książka z tych, które czekają u mnie w kolejce. Wtedy się zgłoszę o polecenie czegoś. A póki co, pozostanę przy odbiorze Twoich recenzji :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa dopiero w wieku 35 lat dojrzałam do Lema i jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńLem może bywać trudny, przez co nie jest dla wszystkich, ale cieszę się, że się przełamałaś!
UsuńBardzo udany tekst, w zgrabnej formie przekazałeś wszystko co najważniejsze w tej wybornej powieści, a nie jest to łatwe. W sieci spotkałem wiele ciężkostrawnych recenzji, w których autorzy gubili się w przekazie lub we własnych wnioskach.
OdpowiedzUsuńOsobiście Solaris przeczytałem właśnie za młodu aż 3-krotnie i jeszcze kiedyś powrócę do lektury.
Ciekawi mnie, co myślisz o opisanej przez Lema scenie, w której Harey całuje miejsce, w jakim przed chwilą spoczywała dłoń Krisa :)
Dziękuję, to duży komplement. Wspomnianej przez Ciebie sceny niestety nie pamiętam.
Usuń