Midgaard to obca planeta, na której żyje cywilizacja człekokształtnych obcych, technologicznie znajdujących się w odpowiedniku ziemskiej epoki średniowiecza. Przed dwu laty wysłano tam ziemską ekspedycję naukową, która potajemnie miała badać środowisko naturalne i kwitnącą kulturę, ale kontakt z badaczami się urwał i uznano ich zaginionych. Dwa lata później morze gwiazd przebywa Vuko Drakkainen, ziemski komandos, którego zadaniem będzie odnalezienie naukowców i ewakuowanie ich na Ziemię. Ważnym celem misji jest uniknięcie ingerencji w świat obcych, ponieważ może to skutkować gwiezdnym szokiem kulturowym, a w konsekwencji wypaczeniem ścieżki rozwoju całej cywilizacji. Wkrótce odpowiednio ucharakteryzowany i uposażony Vuko ląduje na Midgaardzie i rozpoczyna poszukiwania, ale nie ma zbyt dobrego wyczucia czasu. Na planecie bowiem trwa Wojna Bogów. Mniej więcej w tym samym czasie Filar syn Oszczepnika, młody książę pobiera nauki na dworze swojego ojca. Lekcje mają przygotować go do objęcia Tygrysiego Tronu. Jego kraj trawią jednak coraz większe niepokoje religijne z powodu odrodzenia się pradawnej wiary.     

Początkowo narracja prowadzona jest dwutorowo. Z pierwszej osoby śledzimy przeplatające się losy Vuko, poszukującego zaginionych naukowców, infiltrującego społeczność Midgaardu oraz posunięcia młodego księcia Filara. Z czasem dochodzi narracja w trzeciej osobie z perspektywy Cyfral – wróżki, będącej personifikacją trybu bojowego, w który od czasu, do czasu wchodzi Vuko dzięki modyfikacjom ciała.

Odejmując od równania Cyfral, która pojawia się sporadycznie, powieść oferuje dwie skrajnie różne i dominujące perspektywy: Ziemianina i mieszkańca Midgaardu – obie równie dla czytelnika ciekawe. Początkowo perspektywa Vuko ma charakter poznawczy, to jego oczami stopniowo eksplorujemy obce środowisko, florę, faunę, kulturę oraz zwyczaje mieszkańców kraju, w którym wylądował. Narracja ze strony młodego księcia natomiast wrzuca czytelnika w sam środek zupełnie innego kręgu kulturowego, a akcja momentami przybiera naprawdę szybkie tempo. Na pewnych etapach stanowi to kontrast dla ostrożnej, eksploracyjnej perspektywy Vuko. Kraj, po którym wędruje komandos stanowi wariację na temat kultury nordyckiej, natomiast leżąca na południu ojczyzna księcia Filara ma w sobie wiele z orientu i budzi skojarzenia z Indiami oraz Bliskim Wschodem.
   
Powieść reprezentuje gatunek science-fantasy, świetnie wpisując się w koncepcję na temat fantastyki, sformułowaną przez Andrzeja Zgorzelskiego. Badacz bowiem uznaje, że podział na fantasy i fantastykę naukową nie istnieje, twierdzi że jest to tylko różnica w poziomach cywilizacyjnych. A autor „Pana Lodowego Ogrodu” konfrontuje przecież ze sobą ziemski poziom wiedzy i technologii z zacofanym stylem życia, kulturą i magią Midgaardu.   

Świat wykreowany przez Jarosława Grzędowicza nie jest generycznym światem fantasy, ale jest to jednocześnie świat na tyle znajomy każdemu, że nietrudno się w nim odnaleźć. Autor doskonale się wstrzelił, odnalazł światotwórczy balans. Uniwersum „Pana Lodowego Ogrodu” leży pomiędzy tym, co powtarzalne i wtórne oraz tym, co tak odległe i obce, że aż niezrozumiałe. Dzięki temu świat przedstawiony jest jednocześnie obcy, ciekawy, ale i dziwnie znajomy.

Na płaszczyźnie fantasy powieść można w pewnym stopniu rozpatrywać, jako reprezentanta niezwykle popularnego nurtu mediewistycznego, ale wiele tutaj niestandardowych, a przez to zaskakujących, rozwiązań, które wymykają się temu tradycyjnemu spojrzeniu na fantasy. Z uwagi na to „Pan Lodowego Ogrodu” nie daje się tak łatwo zaszufladkować. Poza tym prozę Grzędowicza charakteryzuje przeciągnie liny – raz w kierunku fantasy, raz w kierunku science-fiction.

Bardzo oryginalne podejście autor zaprezentował względem magii, czyli Pieśni. Pieśni sprawiają, że na przestrzeni czasu, ideę od czynu oddziela chwila potrzebna do pstryknięcia palcami. Dzięki temu Pieśni pozwalają przekraczać wszelkie granice kreacji i materializować wytwory nawet najbardziej zwichniętych umysłów. Niezbędna ku temu energia czerpana jest przez Pieśniarzy z uroczysk – spaczonych silną energią magiczną obszarów, generujących nieznane fenomeny fizyczne. Nieznane nawet mieszkańcom Midgaardu.    

Z czasem okazuje się, że bogami, których wojna trwa na Midgaardzie, są poszukiwani przez Vuko badacze. Zstąpili oni z naukowej ścieżki, wodzeni na pokuszenie Pieśniami oraz własną ciekawością. Rozeszli się po planecie, jak wszy po grzebieniu, każdy w swoją stronę, każdy z własną wizją Midgaardu.

Dość klasycznym zabiegiem w opowieściach, których tematem jest kontakt z inną cywilizacją jest to, że to obcy, jako ci bardziej zaawansowani przybywają do Ziemian. Rolą Ziemian jest wówczas poczynić wszelkie wysiłki, by rozpracować system pojęć obcych, poznać rządzące ich światem idee, dążyć do porozumienia lub nadania jakiejkolwiek informacji zwrotnej. W dziele Grzędowicza następuje odwrócenie tej konwencji. To Ziemianie są obcymi, to Ziemianie przybywają na nowy świat, wywołując swoją obecnością niemałe zamieszanie.

„Pan Lodowego Ogrodu” eksploruje nieosiągalny, wiecznie wymykający się koncept utopii. Midgaard jest światem odległym, odizolowanym, dziewiczym, a więc jest doskonałym kandydatem do transformacji w utopię. Cywilizacja Midgaardu, z racji młodego wieku, to taka tabula rasa dla Pieśniarzy. Mogą oni przemycić ziemskie idee i przekraczać granice wszelkiej kreacji, zaburzając równowagę świata i zaszczepiać w mieszkańcach pożądane wzorce. A że Pieśniarze przybili z Ziemi i względem mieszkańców Midgaardu uchodzą za istoty wyższe, o całkiem dobrze sprecyzowanych celach i ambicjach, to utopia znalazła się w zasięgu ręki. Tym bardziej, że mieszkańcy Midgaardu, z powodów cywilizacyjnych, nie znają idei międzygwiezdnej komunikacji, a każdemu przybyszowi z gwiazd kłaniają się jak bogu.

Ale jak to z utopiami zwykle bywa – wymykają się. Dążenia Pieśniarzy do spełnienia snu o utopii okazują się daremne i skazane są na klęskę, bowiem górę biorą ludzkie ułomności, a wymarzona utopia rychło obraca się w gnijące strzępy i generuje obrazy jak z dzieł Hieronima Boscha. Pieśni Bogów wypaczają rzeczywistość Midgaardu, zaburzają naturalną równowagę, co będzie miało dla mieszkańców planety rozmaite i nieprzyjemne konsekwencje. Tyle w kwestii utopijnych wizji.     

Trochę w dziele Grzędowicza jest też elementów właściwych socjologicznej fantastyce naukowej. Na tym polu dostrzegam przynajmniej trzy zagadnienia. Po pierwsze stawia Grzędowicz, niczym kawę na ławę, problem etyczno-filozoficzny, dotyczący badań naukowych i sposobów prowadzenia eksperymentu. Czy powinno się ingerować w obce środowiska, czy może pozwolić im spokojnie rozwijać się we własnym rytmie? A jeśli ingerować, to w jaki sposób? Jawnie, czy incognito? W którym momencie podjąć działania i jaki powinien być zakres tych działań? Ryzykować gwiezdny szok kulturowy, by dokonać badania lub progresji danej cywilizacji, czy ingerować dopiero wtedy, gdy nad daną cywilizacją zawiśnie wizja zagłady? A może nie ingerować wcale? „Pan Lodowego Ogrodu” rozwija niektóre z tych zagadnień, ukazując, jak nieobliczalne, daleko idące i złe mogą być konsekwencje ingerencji w inne kultury. Szczególnie, gdy ingerujący stoją na wyższym poziomie cywilizacyjnym. Czy Hernán Cortés myślał, co robi i jakie będą konsekwencje jego działań, stawiając stopę na meksykańskim brzegu? Trudno powiedzieć.  

Druga sprawa to rzecz znacznie bardziej ludzka i przyziemna. Urabiający Midgaard badacze, pomimo stania się istotami wyższymi, bogami, nie poradzili sobie z własnymi wadami i ludzkimi przywarami. Nawet posiadając niemal nieograniczoną moc, dali się ponieść na fali własnych ułomności wprost do piekła, które sami stworzyli. Co to mówi o nas samych i o naszym gatunku?

Trzecia rzecz to problem władzy. Gdzie przebiegają granice rządzenia? Do czego uprawnia nas posiadanie zwierzchnictwa nad innymi istotami, a do czego nie? Czy istnieje coś takiego jak etyka rządzenia i czy dotyczy ona bogów? Jak postępować z władzą w taki sposób, by nie zmieniła ona humanisty w antagonistyczną bestię, pragnącą jedynie wydrzeć serca innym bestiom?

„Pan Lodowego Ogrodu” jest jedną książką, z powodów technicznych podzieloną na cztery tomy i jest znakomita. Powieść Grzędowicza nie narzuca czytelnikom swojej wymowy. Ta ukryta jest raczej pod wierzchnią warstwą. Dzięki temu powieść można spokojnie czytać w celach estetycznych i rozrywkowych, odczytywać ją, jako naprawdę świetną fantastykę, być wolnym od ciężaru poruszonych przez autora problemów i dobrze się bawić. Niemniej bardziej wymagający czytelnik też znajdzie między wierszami coś dla siebie, co być może wprowadzi go w chwilę zadumy i pobudzi do refleksji. Wiele w prozie Grzędowicza sensownie zbudowanych dylematów, dających się rozwijać w poważne dyskusje.   

Mimo eksplorowania skomplikowanych problemów, „Pana Lodowego Ogrodu” czyta się bardzo dobrze. Styl autora jest szybki, konkretny, intensywny, ale przy tym lekki i od czasu do czasu przyprawiony odrobiną humoru, akcja wartka, a sam Vuko, to bardzo sympatyczny bohater, z którym łatwo się utożsamić. Podobnie Filar syn Oszczepnika, choć jego perypetie nierzadko są obciążone autentycznym dramatyzmem i smutnymi zwrotami akcji, przez co mnie wydały się o wiele ciekawsze. Autor udowodnił, że ma talent do kreowania interesujących i spójnych uniwersów oraz wiarygodnego ich przedstawiania. Pomimo najróżniejszych dziwactw w świat Midgaardu dość łatwo uwierzyć i dać mu się porwać, nawet przy dokonaniu przez autora pewnych uproszczeń na płaszczyźnie biologicznej. Wszystkie zwierzęta i rośliny są bowiem dość podobne do ziemskich, ale łatwo tę decyzję pisarza zrozumieć, ponieważ wykreowanie zbyt odmiennego środowiska mogłoby zburzyć okno kontaktu między pisarzem a czytelnikiem.   

Jarosław Grzędowicz jest laureatem nagrody Śląkfa w kategorii „twórca roku” 2005. Rok później książka zgarnęła Sfinksa w kategorii „polska powieść roku”. Dziełu przyznano także nagrodę imienia Janusza Zajdla oraz zwyciężyło ono w plebiscycie Nautilus (2009). „Pan Lodowego Ogrodu” pierwszy raz ukazał się w 2005 roku, nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Jestem zdania, że „Pana Lodowego Ogrodu” warto przeczytać. Połączenie gatunków fantastyki naukowej z fantasy nie powinno budzić w czytelniku wątpliwości albo lęku, ponieważ w wykonaniu Jarosława Grzędowicza jest to mariaż bardzo subtelny. Terminologię naukową ukrócono, jak to tylko możliwe, wobec tego powieść nie ma wysokiego progu wejścia i nie zabije ćwieka osobom gorzej lub wcale obeznanym z fantastyką naukową. Mariaż gatunkowy w większości objawia się na poziomie problematyki utworu, a w tę warstwę przecież czytelnik zagłębiać się nie musi, jeśli nie ma na to ochoty, bo książką można też cieszyć się tylko na poziomie fabularnym i estetycznym. A na tym właśnie poziomie „Pan Lodowego Ogrodu” stanowi science-fantasy niezwykle wysokiej próby.  

Źródła
1. Grzędowicz J. Pan Lodowego Ogrodu. T.1. Lublin, 2011.
2. Grzędowicz J. Pan Lodowego Ogrodu. T.2. Lublin, 2011.
3. Grzędowicz J. Pan Lodowego Ogrodu. T.3. Lublin, 2014.
4. Grzędowicz J. Pan Lodowego Ogrodu. T.4. Lublin, 2012.  
5. Całek A. Pan Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza, czyli o (nie)możliwości utopii. w: Narracje Fantastyczne. Perspektywa ponowoczesności T.5. Pod red. Olkusz K. Maj. K. Kraków, 2017.