„Wypalić
Chrom” pierwszy raz został wydany w 1985 roku. To zbiór w sumie dziesięciu
opowiadań sci-fi, przy czym większość
z nich ma cechy cyberpunku. Siedem tekstów napisał Gibson samodzielnie, a trzy
we współpracy z innymi autorami. „Pasujący gatunek” to futurystyczna historia
detektywistyczna z elementami horroru, ozdobiona surrealistycznym motywem,
napisana wraz z Johnem Shirleyem. „Starcie” w duecie z Michaelem Swanwickiem
opowiada o bezlitosnej dla uczuć pogoni za sukcesem, w której bohater zatraca
siebie. Z duetu Gibson-Sterling narodził się tekst „Czerwona gwiazda, orbita
zimowa”, historia kosmonautów porzuconych na pastwę losu na orbitalnej stacji
Kosmograd, co stanowiło nawiązanie do czasów zimnej wojny i jej krytykę. Gibson
i Sterling napisali też steampunkową powieść „Maszyna Różnicowa” (1990).
Na
pewno cztery utwory w zbiorze „Wypalić Chrom” mają silny związek z „Trylogią
Ciągu” natomiast w pozostałych ta relacja zdaje się jedynie symboliczna lub
całkowicie znikoma. Zbiór otwiera kultowy, acz mocno przeciętny na tle
współczesnej literatury sci-fi
„Johnny Mnemonic”, a zamyka całkiem sprawnie napisane, tytułowe „Wypalić Chrom”,
które nieźle portretuje konflikt materializm kontra zakłamana duchowość.
Jak
to bywa przy tekstach tego autora, wizja świata zakotwiczona jest o upadek
wyższych wartości, przy pośrednim udziale nowoczesnej technologii, która jest w
rękach moralnie prymitywnych ludzi, dla których cenne jest tylko to, co
materialne. Gibson w swoich tekstach ilustruje więc konfrontację sfery duchowej
człowieka z etyką fanatycznego materializmu, przy czym ta pierwsza zwykle
skazana jest na porażkę.
Gibson
porusza też temat eskapizmu. W opowiadaniu „Zimowy Targ” główna bohaterka
cierpi wskutek fizycznych defektów, przez które uzależniona jest od korzystania
z egzoszkieletu. Wkrótce ucieka w narkotyki i świat fantazji, które można
sprzedać. „Barbarzyńcy” to z kolei całkiem niezła socjologiczna fantastyka
naukowa – mogąca przywodzić na myśl twórczość Stanisława Lema – o tym jak
współcześni ludzie składają ofiary z kosmonautów, posyłając ich w głęboki
kosmos, w zamian za elementy technologii obcych cywilizacji. Obserwować tutaj
da się renesans prymitywizmu i narodzenie swoistego kultu cargo w dobie – zdawałoby się – technologicznego dobrobytu. O ile w
„Zimowym Targu” technologia miała jakiś malutki pozytywny aspekt, bo pomagała
biednej dziewczynie wyrwać się z koszmaru świata rzeczywistego, to w
„Barbarzyńcach” powraca mroczne przesłanie, jakie zwykle towarzyszy
cyberpunkowym utworom.
Narracja
pierwszoosobowa tego zbioru nieco pomaga odnaleźć się w wizjach Gibsona, bo
obserwujemy wydarzenia oczami bohaterów, poznajemy ich zamiary, dobrze
rozumiemy ryzyko, jakie podejmują, ale z drugiej strony – prawdopodobnie
intencjonalna – emocjonalna martwota postaci dosyć szybko kompensuje to
udogodnienie. Jest się jednak z czego cieszyć, bo Gibson mógł pójść w narrację
w trzeciej osobie, a wtedy recepcja jego utworów staje się bardzo niewdzięczna.
Opowiadania
„Kontinuum Gernsbacka”, „Odłamki Holograficznej Róży” i „Hotel New Rose”
zupełnie do mnie nie trafiły i gdybym miał opisać, co autor pragnął przekazać –
nie potrafiłbym. Być może wynika to z jakichś moich braków, ale te opowiadania
oceniłbym jako właśnie najsłabsze w całym zbiorze.
O
pisaniu Gibsona zdania są mocno podzielone, a stanowiska nierzadko skrajne,
przez co najczęściej jest tak, że ludzie prozę Gibsona albo uwielbiają, albo
jej nienawidzą. Entuzjaści będą bronić jego twórczości, podkreślać jej
unikatowość, ponadczasowość, zachwalać zwartą akcję, szybki styl, szczątkowe
kreacje postaci podadzą jako zaletę, bo przecież rzeczywistość przedstawiana
przez autora jest odhumanizowana, brudna, naturalistyczna i zawsze pod jakimś
względem przyjemnie paskudna. Przeciwnicy stwierdzą, że Gibson pisze kiepsko,
jego fabuły są przekombinowane, styl mało obrazowy i plastyczny, napisane słowa
opornie zmieniają się w płynące wizualizacje, a techniczne porównania to
bełkotliwe wypełniacze, które w gruncie rzeczy nic nie znaczą. I obie strony będą
miały rację, bo z prozą Gibsona jest jak z kotem Schrödingera – jednocześnie
jest i taka, i taka.
Przyczyny
w kiepskim odbiorze Gibsona przez pewien odsetek czytelników można upatrywać w
tym, że autor jest mocno lansowany w świecie literatury – w mojej opinii zbyt
mocno. Jego literackie popisy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych z
pewnością były rewelacją i pewnego rodzaju fenomenem kulturowym oraz
przyczyniły się do utworzenia nowego nurtu w fantastyczne naukowej – cyberpunku.
Problem jednak w tym, że sposób, w jaki zachwyceni czytelnicy, recenzenci i
wydawcy próbują innym sprzedać te popisy wciąż tkwi w tamtych czasach. Dziś
Gibson nie jest już nowoczesny, nowatorski, dla wielu będzie całkiem
przeciętny. Na tle współczesnej fantastyki naukowej jego pomysły i rozwiązania
mogą wydawać się przestarzałe, a w najlepszym wypadku są normą. Z tego też
powodu napalony na prozę Gibsona czytelnik, wodzony za nos marketingową narracją
połowy lat osiemdziesiątych, sięgnie po książki tego autora i rozczaruje się jak
diabli, bo w prozie Gibsona dziś nie ma niczego, co mogłoby powodować opad
szczęki u współczesnego czytelnika. I to jest duży problem. Proza Gibsona nie
zaspokaja oczekiwań czytelników, spiętrzonych przez agresywny marketing
wydawców.
Dlatego
sięgając po Gibsona trzeba mieć pewien dystans i świadomość, że byli i są lepsi
pisarze. Czy fakt, że najlepsze – moim zdaniem – opowiadania z tego zbioru to
te, które powstały we współpracy z innymi pisarzami, to przesłanka, żeby uznać,
że Gibson nie jest tak dobrym pisarzem, na jakiego się go kreuje? Trudno
powiedzieć. W duecie na pewno pisać łatwiej, bo drugi autor jest jednocześnie beta-readerem, dochodzi do przenikania
się idei i pomysłów, ale lektura „Wypalić Chrom” to wciąż dość sinusoidalne
przeżycie. Nie tak bardzo jak „Neuromancer” na przykład, ale jednak.
„Neuromancer”
miał dosyć wysoki próg wejścia. „Wypalić Chrom” nie aż tak. Ten zbiór opowiadań
to taki poligon treningowy, który przygotowuje czytelnika do starcia z
„Trylogią Ciągu” na przykład lub innymi powieściami Gibsona pisanymi solo. Gdyby
twórczość tego autora była grą komputerową, „Wypalić Chrom” byłoby łatwym
poziomem trudności. Ta książka to wciąż hard
sci-fi, dlatego zbiór nie jest dla
wszystkich, choć w porównaniu do innych dzieł tego autora to łatwizna.
Jeśli
więc ciekawymi znajdujecie monochromatyczne, malowane w odcieniach szarości,
dystopijne wizje przyszłości, to spróbujcie retrospektywnych, wypaczonych i zwichniętych
utworów Gibsona. Przy tym nie dajcie się nabić w butelkę ludziom, którzy podnoszą
autora do rangi Krzysztofa Kolumba fantastyki naukowej, bo to już prosta droga
do gorzkiego rozczarowania.
Źródła
1. Gibson W. Wypalić Chrom. Warszawa, 2018.
2. Sterling B. Wstęp w: Gibson W. Wypalić Chrom. Warszawa, 2018. s. 7-10.
3. https://en.wikipedia.org/wiki/Burning_Chrome
Prześlij komentarz
0 Komentarze