„Wojna Światów” (1898) pióra Herberta Georga Wellsa to,
zaraz obok dzieł Juliusza Verne’a, jedna z pierwszych fantastyczno-naukowych
powieści. Verne nie jest jednak jedynym prekursorem gatunku. Warto wymienić tu
także dzieło Enrique Gaspara y Rimbau „El anacronópete” o urządzeniu, pozwalającym na podróże w czasie a także „Frankensteina”
Mary Shelley. „Frankenstein” poruszał problem wyższości techniki ponad boskim
dziełem stworzenia i eksplorował temat odmienności. Dzieło Wellsa natomiast
prezentuje zderzenie dwu cywilizacji w sytuacji konfliktowej.
„Wojna Światów” opisuje XIX-wieczną Wielką Brytanię,
na którą uderzają Marsjanie, siejąc zniszczenie, a czytelnik śledzi rozwój
wydarzeń z perspektywy dwóch ludzi, zamieszkujących w pobliżu Londynu. Niemal
od razu w oczy rzuca się wierność, z jaką opisano życie ówczesnych
Londyńczyków, co niewątpliwie ma szerokie walory poznawcze. Nie są to opisy
zbyt obszerne, ale dość żywe i przyjemne w recepcji. Całość podzielona jest na
27 krótkich rozdziałów, które przeplatają się z ilustracjami, wykonanymi przez Henrique Alvima Corrêi.
Ze względu na fakt, że powieść ma już swoje lata –
sięga bowiem końca XIX wieku – można mieć pewne obawy natury językowej. Teksty
lub utwory sprzed lat czyta się trudniej, bo ludzie je piszący często posługiwali
się innym słownictwem, niż my obecnie. Niemniej „Wojna Światów” wydana przez
wydawnictwo Vesper ma uwspółcześniony przekład, którego autorem jest Lesław
Haliński. Uwspółcześniony nie znaczy jednak całkiem współczesny. W tym
przekładzie wciąż czuć ducha dawnych lat. Nie gubimy się w narracji z powodu
przepaści językowej, ale też nie odczuwamy dysonansu między warstwą językową a
momentem dziejowym, w którym zakotwiczono akcję. Wydanie od Vesper jest, w
mojej opinii, bardzo estetyczne, do czego przyczyniają się też ilustracje, ale
szerzej o ich charakterze nieco później.
Powieść Wellsa można interpretować różnie. Po pierwsze
autor w bardzo dobry sposób pokazuje, jak w obliczu śmiertelnego zagrożenia
strach i panika biorą człowieka we władanie, zmieniając go w antagonistyczną
bestię, która myśli jedynie o własnym przetrwaniu. Atak Marsjan spowodował, że
zwierzęce instynkty, które w cywilizowanym świecie trzyma się w ryzach, nagle
się odezwały, stawiając człowieka przeciwko człowiekowi, podczas gdy prawdziwym
wrogiem są rzeczeni Marsjanie. Autora prawdopodobnie interesowała psychologia i
dręczyły pytania o to, gdzie przebiegają granice człowieczeństwa i jak je
przekroczyć. „Wojna Światów” jest więc psychologiczno-socjologicznym studium zbiorowości,
która poddaje się panice w trakcie trwania globalnej katastrofy.
Po drugie niezwykle łatwo powiązać najazd Marsjan z imperialistyczną
polityką Wielkiej Brytanii, którą doskonale znamy z historii. „Wojna Światów” jest więc komentarzem
w kwestii kolonializmu oraz imperialistycznych zapędów Brytyjskiego Królestwa.
Wielka Brytania miała w czasach Wellsa i wcześniej wiele kolonii, protektoratów
i innych terytoriów zależnych. Pisarz prawdopodobnie nie mógł lub nie chciał
otwarcie krytykować takiego stanu rzeczy, ale mógł napisać książkę, by pokazać
Brytyjczykom świat z innej perspektywy, z perspektywy najechanych, a nie
najeżdżających.
Po
trzecie, powieść przedstawia także szok kulturowy związany z najazdem Marsjan,
którego upatrywać można w strachu, początkowo całkowitym niezrozumieniu motywacji
przybyszów, a także niemal całkowitej bezsilności broni, stworzonej przy pomocy
ludzkiej myśli technologicznej, względem zaawansowanej technologii najeźdźców. Rozpatrując
to zagadnienie z perspektywy kolonializmu, można się zastanowić, jaką przewagę
nad Indianami dawała przybyszom z Europy czarnoprochowa broń palna. Mówi się,
że Cortés zdobył Meksyk, niszcząc królestwo Azteków, mając na podorędziu
zaledwie kilkuset ludzi, podczas gdy siły zbrojne Indian szły w dziesiątki
tysięcy. Mimo to ulegli oni Cortésowi, który dysponował przewagą technologiczną
w postaci arkebuzów i armat. Dostrzegam tutaj analogię, ponieważ w powieści
Wellsa Marsjanie, choć nieliczni, są niezwykle niebezpieczni i niepowstrzymani
właśnie dzięki swojej broni – podobnie co wojownicy Cortésa, maszerujący przez
Meksyk. Hiszpanom pomogły zwyciężyć też bakterie i choroby, przywiezione z
Europy, bo na te Indianie byli wyjątkowo nieodporni. W książce Wellsa obserwujemy
sytuację odwrotną – to najeźdźcy z Marsa uginają się pod wpływem ze strony ziemskiej
biosfery.
Ciągnąc
temat technologii i uzbrojenia, należy powiedzieć, że autor
powieści wykazał się nie lada wyobraźnią, ponieważ w arsenale Marsjan znalazły
się dwa główne narzędzia zagłady, nazywane strumieniem gorąca oraz czarnym
dymem. Strumień gorąca to wiązka energii, która po zetknięciu się z innym
ciałem, powoduje jego niemal natychmiastowe spalenie. Nie sposób uniknąć w tym
miejscu skojarzeń do lasera, choć tego jeszcze nie używamy w celach
militarnych. Czarny dym natomiast to lotna substancja, która przenikając do
organizmu żywej istoty, zabija ją w kilka chwil. Tu zaś na myśl przychodzą gazy
bojowe, tak szeroko stosowane do niszczenia siły żywej podczas pierwszej wojny
światowej. Precyzja w przewidywaniu technologii przyszłości, którą wykazał się
Wells, i dziś ma szansę czytelnika zaskoczyć. Nie jest to jednak koniec profetycznych
właściwości książki. „Wojna Światów” prezentowała konflikt globalny, a zaledwie
dwie dekady później takowy wybuchł na świecie. „Wielka Wojna” jak ją nazywają
po dziś dzień Brytyjczycy, stanowi poniekąd realizację najgorszych obaw autora,
zawartych w „Wojnie Światów”.
Warto też powiedzieć o ilustracjach, stworzonych przez
Henrique Alvima Corrêi.
Są one, podług mojego poczucia estetyki, bardzo ładne, narysowane z największą starannością, lecz wizerunki
Marsjan na nich uwiecznione nijak się mają do obecnych wyobrażeń o istotach
pozaziemskich, choć nic w tym nadzwyczajnego, ponieważ od pierwszej publikacji
książki minął szmat czasu. Niemniej Marsjanie na ilustracjach wypadają nieco
infantylnie, zabawnie, a nawet uroczo. Z tego powodu ilustracje stoją trochę w
opozycji do tekstu, ponieważ autor wszystkie wydarzenia opisuje bardzo
wiarygodnie, a atak Marsjan na Ziemię przebiega niezwykle krwawo i
dramatycznie. W jednej chwili więc czytamy o strasznych i niewątpliwie
traumatycznych wydarzeniach, przewracamy stronę i napotykamy te przesympatyczne
wizerunki Marsjan. Kontrast wywoływany przez ilustracje nie jest jednak całkowicie
zabójczy dla klimatu, wciąż można zanurzyć się w opowiadaną historię i
przeżywać ją razem z bohaterem.
Powieść
Wellsa została także zaadaptowana na słuchowisko radiowe, które wyemitowała amerykańska
stacja CBS 30 października 1938 roku w ramach cyklu The Mercury Theatre on the Air.
Audycje prowadził Orson Welles (nie mylić z Wells). Pisze się, że słuchowisko
było tak realistyczne, że spowodowało panikę w całych Stanach Zjednoczonych.
Miliony ludzi było przekonanych, że słucha autentycznych doniesień o inwazji
istot z innego świata, które równały z ziemią Nowy Jork. Wiele osób miało
poważnie się przestraszyć, bunkrować w domach lub szykować do ucieczki,
porzucając dobytek. Do walki z Marsjanami stawiło się wojsko, a wiele osób ze
strachu przed śmiercią ze strony obcych popełniło samobójstwo. Tylko jest z tym
jeden problem – w tym akapicie prawdziwe są tylko dwa pierwsze zdania, a reszta
to powtarzane od lat kocopoły. Audycja rzeczywiście się odbyła, ale nie wywołała
paniki ani nie doprowadziła nikogo do śmierci, ponieważ bardzo niewielu ludzi
jej wówczas słuchało. Odnotowano tylko jeden przypadek człowieka, który
zinterpretował słuchowisko jako faktyczne doniesienia o ataku i pieniądze,
które miał przeznaczyć na nowe buty, wydał na bilet na pociąg, aby uciec przed
rzekomymi najeźdźcami. Sprawa skończyła się na wokandzie, a prowadzący audycję
Welles decyzją sądu musiał zwrócić powodowi kwotę równą cenie parze męskich
butów.
„Wojna Światów” dziś prawdopodobnie nie pozostawi
nikogo w ciężkim szoku, ale lektura tej powieści stanowi bardzo interesujące
doświadczanie czytelnicze, ponieważ zapoznawszy się z dziełem Wellsa, można zestawić je ze współczesnymi utworami
fantastyczno-naukowymi, zaobserwować ewolucję, zobaczyć, jaką drogę przebyła
fantastyka naukowa – od czasów Wellsa do czasów dzisiejszych. Warto też
zauważyć, że 120 lat, które dzielą nas od pierwszego wydania „Wojny Światów”,
to mnóstwo czasu. Dla fantastyki naukowej zaś 120 lat stanowi niesamowicie długi
i wyniszczający okres. Mało które utwory mogą poszczycić się, że przetrwały
próbę czasu w wymiarze na przykład 30 lat. 60 lat natomiast to już nierzadko
bariera nie do przeskoczenia. Tutaj ta próba wynosi dwa razy tyle! Nie dziwota
więc, że dzieło Wellsa może momentami budzić uśmiech u niektórych czytelników.
Próba
czasu to jedno. Jest jeszcze sprawa ówczesnego stanu wiedzy, a zatem i wyobrażeń,
które obróciły się w treść fantastyczno-naukową. Pomysł wystrzeliwania Marsjan
w kierunku Ziemi – domniemywać można z tekstu powieści – z wielkich armat
umieszczonych na powierzchni Marsa także budzi dzisiaj zdumienie i uśmiech. Ale
przecież Wells pisał „Wojnę Światów” w czasach, w których jeszcze nikomu nawet
nie śniły się loty w kosmos, ani nie znano silników odrzutowych. Musiał więc Wells
jakoś umotywować pojawienie się Marsjan na Ziemi, a że sięgnął po armaty,
wydaje się oczywiste. Można też suponować, że Wells zainspirował się w tej
materii twórczością Juliusza Verne’a, który w swojej książce „Podróż na
Księżyc” (1865) opisał podobny precedens. Księżycowa ekspedycja Verne’a również
została wystrzelona ku Srebrnemu Globowi z wielkiej armaty.
Warto
po „Wojnę Światów” sięgnąć przede wszystkim w celach poznawczych, szczególnie
jeśli jest się miłośnikiem fantastyki naukowej. Dzieło Wellsa znakomicie
prezentuje jedno z najwcześniejszych wyobrażeń na temat życia pozaziemskiego i
może być postrzegane jako historia o pierwszym kontakcie – co prawda z góry
skazanym na porażkę. „Wojna Światów” wylansowała też motyw istot pozaziemskich,
które przybywają na Ziemię, by dokonać anihilacji naszego gatunku, który dziś
możemy już postrzegać jako wyświechtaną popkulturową kliszę. Sięgając po tę
powieść, należy pamiętać o jej sędziwym wieku i wykonać miły autorowi gest, przymykając
nieco oko na anachronicznych Marsjan i szalone pomysły z międzyplanetarnymi
armatami.
Betowała Sandra z http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/
Za pomoc w korekcie wpisu dziękuję także Ani.
Źródła
Za pomoc w korekcie wpisu dziękuję także Ani.
Źródła
1. Wells H.G.. Wojna Światów. Czerwonak, 2018.
2. Panika, której nie było: Mit słuchowiska „Wojna światów” Orsona Wellesa. Dostępny: http://kulturawplot.pl/2013/11/03/wojna-swiatow-panika-mit/
3. The Infamous “War of the Worlds” Radio Broadcast Was a Magnificent Fluke. Dostępny: https://www.smithsonianmag.com/history/infamous-war-worlds-radio-broadcast-was-magnificent-fluke-180955180/
4. The Myth of the War of the Worlds Panic. Dostępny w: http://www.slate.com/articles/arts/history/2013/10/orson_welles_war_of_the_worlds_panic_myth_the_infamous_radio_broadcast_did.html
2. Panika, której nie było: Mit słuchowiska „Wojna światów” Orsona Wellesa. Dostępny: http://kulturawplot.pl/2013/11/03/wojna-swiatow-panika-mit/
3. The Infamous “War of the Worlds” Radio Broadcast Was a Magnificent Fluke. Dostępny: https://www.smithsonianmag.com/history/infamous-war-worlds-radio-broadcast-was-magnificent-fluke-180955180/
4. The Myth of the War of the Worlds Panic. Dostępny w: http://www.slate.com/articles/arts/history/2013/10/orson_welles_war_of_the_worlds_panic_myth_the_infamous_radio_broadcast_did.html
Tags:
KLASYKA
Prześlij komentarz
4 Komentarze
Książkę czytałem lata temu, chyba w ramach przygotowań do swojej prezentacji maturalnej i lekturę wspominam bardzo, bardzo dobrze. Najbardziej zaciekawiły mnie wspomniane przez Ciebie zamieszki i wybuch paniki, jakie miały miejsce po audycji radiowej - to też bardzo interesujące wydarzenie, bowiem już wtedy (niezamierzenie) udowodniono jak ogromną potęga dysponują media.
OdpowiedzUsuńA co do samego wydania, to cieszę się, że Vesper postanowiło wznowić tę pozycję - solidna twarda okładka i fantastyczne rysunki z pewnością ucieszą niejednego czytelnika :)
Witaj, dziękuję za komentarz.
UsuńJaki był temat prezentacji maturalnej? Myślę, że Vesper zrobiło dobrze wielu czytelnikom, a stosunek ceny do jakości i estetyki tego wydania to kosmos - w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Co do audycji Wellesa to starałem się wyjść naprzeciw kłamstwom, które od lat niezmiennie są powtarzane. Żadnej paniki nie było, co udało mi się ustalić na podstawie znalezionych źródeł. Szokuje mnie, z jaką łatwością ludzie powtarzają informację bez uprzedniego ich sprawdzania. Mit słuchowiska Wellesa pokazuje, jak ograniczeni czasem jesteśmy, nawet w czasach współczesnych, kiedy sprawdzić, czy była panika, czy nie zajmuje 10 minut w google.
Pozdrawiam!
Łaa, chciałam kupić to wydanie dla tych uroczych marsjan, aaale... Zastanawiam się, na ile uwspółcześnione jest to tłumaczenie. Pasjonuję się historią literatury i dla zachowania klimatu epoki czytałabym w starym tłumaczeniu nawet gdyby było napisane średniowieczną polszczyzną :P Zresztą, w jakimś starym tłumaczeniu czytałam to po raz pierwszy (Biblioteka Narodowa chyba). Więc ilustracje - bardzo na tak, uwspółcześnianie - słabo. I mam teraz dylemat.
OdpowiedzUsuńLubię styl Wellsa i nie zniechęciło mnie nawet to, że odpowiadałam z niego na egzaminie na studiach (z "Wehikułu czasu") :D
Jeśli obawiasz się, że przekład Ci nie podejdzie to sprawdź książkę przed zakupem w księgarni stacjonarnej albo pożycz z biblioteki. Dla historyka literatury ten tytuł to chyba pozycja obowiązkowa, myślę, że warto dać szansę wydaniu od Vesper :)
Usuń