Od dłuższego czasu próbuję napisać o książkach, ale coś mi nie idzie. Na tapet próbowałem brać „Wyspę doktora Moreau” H.G. Wellsa oraz „Lagunę” Nnedi Okorafor. Pomyślałem o jakimś poście lub paru postach na rozpęd, w których umieszczę nieco prywaty. Zdecydowałem opowiedzieć o kilku rzeczach, które lubię lub polecam, jeśli idzie o kulturę popularną i nie będą to książki. 

Nigdy wcześniej nie pisałem o grach, ale zaryzykuję i postaram się powiedzieć parę słów o czymś, co jakiś czas temu zachwyciło mnie swoją niepowtarzalną atmosferą, a będzie to siódma odsłona popularnej serii „Resident Evil” znanej także jako „Biohazard”. Możliwe, że kojarzycie tę serię z trzecioosobowym strzelaniem do zombiaków i rozwiązywaniem zagadek czy też z głupawych filmów z Milą Jovovich w roli głównej. W obu przypadkach będziecie mieli rację, ale udawajmy, że filmy nigdy się nie wydarzyły, dobrze?

Ethan Winters otrzymuje wiadomość od swojej żony. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Mia nie została uznana za zaginioną i zmarłą około trzy lata temu. Mia pragnie jedynie dać znać, że żyje, ale jednocześnie prosi, aby Ethan jej nie szukał. Ten zaś, sądząc, że Mia znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie, robi coś zupełnie odwrotnego i trafia do fikcyjnego miasteczka Dulvey w stanie Luizjana. Trop wiedzie na opuszczoną i posępną farmę rodziny Bakerów, gdzie Ethan rozpoczyna śledztwo, w toku którego na jaw wychodzą przerażające fakty.

https://i.ytimg.com/vi/HL22fhkXisw/maxresdefault.jpg

Jest to pierwsza gra z serii Resident Evil, która w roli protagonisty stawia zwykłego człowieka, a nie przeszkolonego członka oddziału do zwalczania bioterroryzmu, co może pomagać w utrzymaniu odbiorcy w poczuciu zagrożenia, bo nasz protagonista nie jest jakoś specjalnie przygotowany do zwalczania napotkanych niebezpieczeństw. Ponadto „siódemka” jako pierwsza przenosi widok zza pleców bohatera na widok z oczu, co w przypadku gry z gatunku survival-horror jest zabiegiem wyśmienitym, gdyż taka perspektywa stawia odbiorcę znacznie bliżej wszystkich wydarzeń – a te bywają okropne.  

Trudno w sposób jednoznaczny ocenić, jak bardzo ta gra straszy, gdyż każdego odbiorcę cechuję nieco inna wrażliwość. Mnie osobiście kilkakrotnie przyprawiła o szybsze bicie serca, choć spodziewałem się, że przed rozgrywką będę musiał zaopatrzyć się w pampersy. Na szczęście nie było to konieczne.

Co warto wiedzieć to to, że tytułowi z pewnością nie brakuje dusznego klimatu i smutnej, utrzymanej jakby w sepii palety barw. Gra epatuje poczuciem samotności, rezygnacji i tworzy w odbiorcy poczucie odcięcia od świata, gdyż farma Bakerów mieści się na odludziu. Łatwo zatem poczuć, że jesteśmy zdani tylko na siebie i nikt nam nie pomoże. Wydaje się, że to dość ważne dla horroru.  

Tytuł gra też naprawdę szerokim wachlarzem motywów grozy, wykorzystując fakt, że każdy człowiek ma inne strachy. I tak „Resident Evil 7” porusza się w granicach horroru psychologicznego eksplorującego różnorakie fobie, dotykając tematu izolacji, dysocjacji oraz staczania się w obłęd. Mamy też silne nacechowanie body-horrorem, znajdziemy liczne nawiązania do kultury popularnej i innych dzieł, szczególnie filmowych („Martwe Zło”, „Lśnienie” „Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną” i innych), czy elementy slasheru. „Resident Evil 7” weszło też w płomienny romans z motywem z horroru japońskiego – przerażającym dzieckiem. Niemniej pierwsze skrzypce grają chyba obecność sił ponadnaturalnych oraz kwestie opętania przez nieznaną siłę. Sporo tu też gore i elementów mających wywołać w graczu szok, wzbudzać obrzydzenie lub przynajmniej niesmak. O ile sprawy nastawione na budzenie obrzydzenia nie zawsze działają, jak powinny, tak w grze jest kilka scen, które powodują opad szczeki.

https://s2.glbimg.com/YehEwiMJGrlttfyWjZv3_e_Zkoo=/0x600/s.glbimg.com/po/tt2/f/original/2016/09/15/resident-evil-7-fogo.jpg

Na rozgrywkę, poza elementami grozy, składa się crafting, zarządzanie ekwipunkiem, sekwencje detektywistyczne, skradankowe i te polegające na eksploracji podczas której zajrzymy w wiele ciekawych miejsc na farmie Bakerów ciesząc oko wciąż, moim zdaniem, świetna oprawą graficzną, w której dużą rolę odgrywa znakomite operowanie światłem i cieniem. Na uwagę zasługuję również oprawa dźwiękowa, a szczególnie jej warstwa ambientowa – bez niej „Resident Evil 7” nie miałoby swojego klimatu. Dzięki niej dom Bakerów oddycha; huczy, stuka, trzeszczy, a każdy taki dźwięk może wzmagać czujność gracza i napędzać mu stracha.

A jest się czego bać, ponieważ rodzinie Bakerów bardzo daleko od normalności, wskutek zakażenia się przez nich pewnym rodzajem wirusa. I to właśnie oni, Bakerowie, w trakcie rozgrywki staną się naszymi nieustępliwymi prześladowcami, a ich portrety psychologiczne kształtują się całkiem ciekawie.

Głowa rodziny – Jack Baker, był niegdyś ciepłym rodzinnym mężczyzną i dobrym mężem. Ojcowska pobłażliwość wobec syna Lucasa poskutkowała problemami z wychowaniem i utraceniem przez Jacka autorytetu ojca. Po metamorfozie Jack stał się manifestacją czystego szaleństwa i brutalnej siły, a jego obecny stosunek do rodziny uwypukla ukrywane głęboko dysfunkcje w kontaktach z synem. Jack jest nieprzewidywalny, brutalny wobec Lucasa i żony i nie raz, nie dwa pokazuje, kto rządzi w domu, mając silną potrzebę doświadczania ugruntowanej pozycji ojca. Zmierzymy się z nim kilka razy w wyjątkowo krwawych okolicznościach.

Żona Jacka Marguerite dawniej oddana, staromodna, dbająca o dom gospodyni i kochająca matka. Obecnie sfrustrowane, sadystyczne i odsunięte od rozumu wynaturzenie, gotowe w okrutny sposób karać własną córkę Zoe za nieposłuszeństwo i jej próby wyrwania się z domu, ponieważ Zoe jako jedyna zdaje się nie przejawiać objawów obłędu będących wynikiem zakażenia. Domeną Marguerite niewątpliwie jest wybuchowy charakter i zwichnięte postrzeganie matczynej miłości, którą w swym szaleństwie pragnie otoczyć Zoe oraz Mię – żonę Ethana.     

https://cdn.vox-cdn.com/thumbor/tmP0at25ppO1WD9nEmTm8RHegNM=/0x0:1920x1080/1200x0/filters:focal(0x0:1920x1080):no_upscale()/cdn.vox-cdn.com/uploads/chorus_asset/file/7885643/0385_Resident_Evil_7_biohazard.jpg

Lucas Baker zaś to rasowy psychopata gotów zgotować bohaterowi koszmar powolnej i bolesnej śmierci, realizując tym samym swoje sadystyczne zapędy. Pogarda do ojca, jaką nosił w sobie przed metamorfozą zamienia się w wymuszony przemocą respekt, ale arogancja tego bohatera zyskuje na innych polach. Lucas bowiem karmi się strachem swych ofiar, nie zna współczucia, pogardza siostrą i chętnie bawi się cudzym życiem na najwymyślniejsze sposoby.

Mogłoby się więc wydawać, że mamy do czynienia z płytkimi sadystami, ale tak nie jest. Uważny i analizujący gracz w toku fabuły odkryje, co stało się przyczyną szaleństwa rodziny Bakerów i być może skłonny będzie wykrzesać odrobinę współczucia lub uronić łzę czy dwie nad ich potwornym losem. Fakt, że rodzina Bakerów ma swoją historię, zaszłości, tworzona jest przez galerię charakternych i dobrze napisanych postaci niewątpliwie sprzyja w chłonięciu tej historii. Do tego dochodzi także wątek Mii, żony Ethana i tego jak tragiczne zrządzenie losu przyczyniło się do związania jej losów z rodziną Bakerów. Nie sprawia to jednak, że „Resident Evil 7” przestaje być sieczką. Wciąż jest sieczką, ale z ciekawą fabułą na przynajmniej osiem godzin.   

https://assets.gamepur.com/wp-content/uploads/2020/03/17234644/resident-evil-7-image-10.jpg

Ścieżka dźwiękowa gry ma się świetnie, niektóre utwory niosą ze sobą przygniatający ładunek nostalgii, melancholii, doskonale schodzący się z klimatem, inne zaś pomagają dynamizować akcję kiedy stajemy oko w oko z niebezpieczeństwem – a te spotkania niezwykle silnie zapadają w pamięć, gdyż twórcy zadbali o to, by zwykle miały miejsce na małych i zamkniętych przestrzeniach. Nie licząc dwóch, trzech wpadek aktorzy głosowi także spisali się na medal: Jack Brand jako Jack Baker (tak, Jack gra Jacka) albo Sara Coates jako Marguerite Baker. Coates radzi sobie szczególnie dobrze, kiedy Marguerite wybucha gniewem. Niemniej uważam, że to Katie O'Hagan, jako Mia Winters spisała się najlepiej ze wszystkich aktorów. W jej głosie niejednokrotnie słychać najróżniejsze emocje; strach, panikę, gniew. O’Hagan z należytym nacechowaniem czyta wszystkie swoje teksty w „Resident Evil 7” i naprawdę polecam się wsłuchać w jej występ – robi wrażenie.

Rozgrywka przebiega płynnie, gracz zawsze wie, jaki obrać kierunek, aby posunąć intrygującą fabułę naprzód. „Resident Evil 7”, w przeciwieństwie do swoich poprzedniczek, opowiada historię niezwykle osobistą i znacznie dojrzalszą. Co więcej opowiada ją w nieoczywisty sposób, gdyż niektóre ważne z punktu widzenia fabuły informacje można łatwo przeoczyć. A te znajdują się na notatkach, porzuconych zdjęciach, ulokowane są pośród psychopatycznego bełkotu antagonistów, czy na taśmach wideo stanowiących formę grywalnej retrospekcji. „Resident Evil 7” to nie do końca gra, to zapadające w pamięć doświadczenie, które polecam każdemu, kto twierdzi, że niełatwo go przestraszyć. Mimo ukończenia gry kilkukrotnie na różnych poziomach trudności nie mam żadnych wątpliwości, że na farmę Bakerów jeszcze wrócę.  

Linki

Resident Evil 7 Intro: https://www.youtube.com/watch?v=0OR_fse21IY

Resident Evil 7 OST: Save room theme: https://www.youtube.com/watch?v=lvsxfgABQss

Resident Evil 7 OST: The sad truth: https://www.youtube.com/watch?v=Glkwn-turWw