„Cieplarnia” oryginalnie wydana w 1962 roku pod tytułem Hothouse przez wydawnictwo Faber and Faber jest drugą powieścią Briana Aldissa w serii „Wehikuł Czasu”. Książka opowiada o odległej przyszłości naszej planety, kiedy Słońce u kresu swego żywota spuchło dostarczając Ziemi znacznie więcej ciepła. Z uwagi na to cały glob pokryła drapieżna dżungla. Przeżyły tylko nieliczne zwierzęta i poddany regresowi oraz zmieniony upływem czasu człowiek, próbujący przetrwać w tym nieprzyjaznym ekosystemie.

Co pierwsze (i jedyne) zachwyca w „Cieplarni” to niewątpliwie pomysł na świat przedstawiony. Zwykle w powieściach fantastyczno-naukowych śledzimy losy znajdujących się na pierwszym planie ludzkich bohaterów, mierzących się na przykład z jakimś fenomenem. W „Cieplarni” tym fenomenem jest sama dżungla i pisarz sygnalizuje nam, że jest ona tak samo ważna jak główni bohaterowie – świadczą o tym dość szczegółowe opisy flory. Ciągnące się niemal po całym globie lasy tropikalne istotnie żyją własnym życiem. Aby uczynić świat żywym i ruchomym Aldiss wykorzystuje cykl natury. W „Cieplarni” ciągle coś rośnie lub usycha, większe rośliny zabijają mniejsze, zwierzęta umierają w paszczach mięsożernych drzew i krzewów, a śmierć człowieka nie stanowi niczego niezwykłego, gdyż istota ludzka jest tylko ziarnkiem piasku na placu zabaw gigantów. To daje też pewne pojęcie o tym jak nieistotne i daremne są wszelkie działania ludzkich bohaterów, sprowadzające się głównie do tego, aby przetrwać.

Pisarz rozpoczyna przedstawieniem anonimowego plemienia, przybliżając czytelnikowi sposób funkcjonowania istot ludzkich i ich miejsce w obecnym świecie, aby potem podzielić wspólnotę na dwie grupy, co w tych niebezpiecznych okolicznościach wydaje się całkowicie bezsensowne. Każda grupa rusza w swoją stronę. Przez niedługi czas autor konsekwentnie prowadzi najpierw a dwa, a potem trzy niezależne wątki, by potem pozostawić tylko jeden, porzucając nagle i bez rozwiązania pozostałe. I to jest pierwszy poważny grzech tej książki, coś, co pozostawia niesmak już do samego końca, tym większy, że ucięte dwa wątki zapowiadają się o wiele ciekawiej, niż ten pozostawiony przez pisarza „przy życiu”.

I tu jest pies pogrzebany. Potencjał „Cieplarni”, aby opowiedzieć trzy niezależne historie, z czego dwie zapowiadają się niezwykle obiecująco, zostaje unicestwiony. W tym momencie pojawia się zasadnicze pytanie. Po co autor w ogóle rozpoczął opowiadanie trzech historii, skoro pragnął opowiedzieć tylko jedną? Nie wiadomo. Niemniej porzucanie wątków i pomysłów to w „Cieplarni” częsta i niezwykle frustrująca praktyka. Na pewnym etapie jeden z bohaterów spotyka stwory inteligentne, acz dalece różne od człowieka, budujące coś w podziemiach. Kim są, co budują i co ważniejsze: po co? Tego się nie dowiemy, bo autor prędko o tym zapomina.

Gren oraz Polly, bo tak nazywają się główni bohaterowie, są wygnańcami i wędrują w poszukiwaniu lepszego życia. Gren jest bohaterem nieznośnym, irytującym i trudno odnaleźć w nim cokolwiek, co można by polubić. Staje się podwójnie nieznośny, kiedy daje się wziąć we władanie grzybowi, który przekonuje Grena, że ocali jego i Polly. Polly natomiast, choć sympatyczna, ślepo podąża za swoim przyjacielem i absolutnie nie potrafi zareagować, gdy jest przez niego źle traktowana. W ogóle postaci kobiece w tej powieści, mam wrażenie, zostały zepchnięte poniekąd na drugi plan i sprowadzone do niewdzięcznej roli towarzyszki mężczyzny. Także Polly wobec której Gren zachowuje się najmniej impertynencko. To nie tylko niemiłe, ale też dziwne, ponieważ Gren wywodzi się z plemienia o matriarchalnych wzorcach.

Wędrówka trwa i trwa, bohaterowie napotykają nowe plemiona, w tym jedno niezwykle irytujące swoją bezradnością, niewiele z tego wynika, aż w końcu historia zaczyna chylić się ku końcowi. „Cieplarnia” to ewidentnie powieść drogi, ale brakuje tutaj wyraźnych sylwetek postaci, aby motyw drogi mógł dobrze funkcjonować. Postaci nie rozwijają się zbytnio, ich działania wydają się momentami wielce niekonsekwentne i mało sensowne. Przetrwanie jako cel i jako jedyna motywacja nie robi dobrze ani bohaterom, ani opowieści. Tym bardziej, że w tej książce Brian Aldiss ma tendencję do porzucania pomysłów. W pewnym momencie bohaterowie odnajdują sprawny dron propagandowy, pozostałość po cywilizacji ludzkiej i… prawie nic z nim nie robią. Na tej podstawie pisarz mógłby zbudować jakiś wątek, wzbogacić „Cieplarnię”, dron mógłby dać głównym bohaterom jakieś chociażby nikłe pojęcie o dawnym świecie, cokolwiek. Autor porzuca jednak wątek drona tak szybko i niespodziewanie jak się pojawił, pozostawiając czytelnika po raz kolejny z pytaniem „po co to było?”.

Genezy „Cieplarni” doszukiwać się można bezpośrednio w doświadczeniach samego autora. Jako młody żołnierz trafił do Birmy, a potem na Sumatrę – w otoczenie zupełnie inne, niż szara i pochmurna Anglia. „Cieplarnia” z początku funkcjonowała jako krótkie formy. Świadczy o tym nagroda Hugo przygnana Aldissowi za Hothouse series w kategorii short fiction. Wydaje mi się, że to co dziś nosi tytuł „Cieplarnia” lepiej funkcjonowało jako opowiadania, które, jak się domyślam, przekuto potem w powieść, niezbyt umiejętnie dorabiając coś tu i ówdzie, aby całość nie rozlazła się w szwach.

Wydaje się, że „Cieplarnia” to powieść chaotyczna, spojona w pośpiechu, bez planu i zbyt wielkiego pomyślunku. Poza ciekawym i rozbudowanym światem przedstawionym ma do zaoferowania czytelnikowi niezbyt wiele; kiepsko funkcjonuje jako powieść przygodowa, jeszcze gorzej jako powieść drogi. Próżno tutaj szukać dobrych punktów zawieszenia i zwrotów akcji oraz bohaterów, którzy jakoś mocniej zapadną czytelnikowi w pamięć. Sycenie zmysłów niewątpliwie oryginalnym pomysłem na świat przedstawiony nie trwa jednak wiecznie i wkrótce wady „Cieplarni” wychodzą na pierwszy plan.  

Źródła:

1. Aldiss B. Cieplarnia. Poznań, 2019.

2. Gaiman N. Przedmowa w: Aldiss B. Cieplarnia. Poznań, 2019.

3. http://www.thehugoawards.org/hugo-history/1962-hugo-awards/

4. https://en.wikipedia.org/wiki/Hothouse_(novel)