„Nowy
Wspaniały Świat” to opowieść o cudownym i przerażająco idealnym w każdym
aspekcie państwie nazywanym Republiką Świata, która to Republika funkcjonuje
według trzech zasad; identyczności, wspólnoty i stabilności. Aby funkcjonowanie
państwa podług tych reguł mogło stać się możliwe wcielono w życie plan
eugeniczny, który pozwala klonować oraz dosłownie hodować ludzi o pożądanych
zespołach cech psychofizycznych. Skutkuje to wytworzeniem jednostek o
predeterminowanym przeznaczeniu społecznym. Ażeby utrzymać konkretne zbiorowości
w ryzach wyznaczonej długo przed ich narodzinami roli społecznej stosuje się
socjotechnikę i wspomaganie farmakologiczne.
W
takiej zbiorowości widoczne nad wyraz dobrze jest rozwarstwienie społeczne,
lecz nie na poziomie materialnym, tylko intelektualno-społecznym. To znaczy obserwujemy
tutaj społeczeństwo podobne do kastowego, ale nieświadome istnienia takiego
podziału. Każdy szczebel drabiny społecznej naturalnie stoi na innym poziomie
intelektualnym, przez co wykonuje inne prace i ma konkretną rolę w
społeczeństwie. Ludzie niższego szczebla wykonują prace najprostsze i prace
fizyczne, ci z wyższego naturalnie odwrotnie. Wszystkie kasty mają jednak wspólny
mianownik – są głęboko przekonane, że żyją w świecie szczęśliwości i dobrobytu,
podczas gdy stanowią jedynie trybiki w państwowej machinie przemysłowej –
absolutnie nieświadomi, że ich życie zostało zredukowane głównie do pracy, a
wszelkie zdrowe relacje i istnienie wyższych wartości, którymi odznaczać
powinno się naturalne – chciałoby się powiedzieć – tradycyjne społeczeństwo
utraciły jakiekolwiek znaczenie i zostały ograniczone do koniecznego minimum. W
Republice Świata nie ma bowiem miejsca na rodzinę, miłość, obcowanie z
przyrodą, jakikolwiek romantyzm, przeżywanie piękna i tak dalej, a drogą do
szczęścia jest zakaz zgłębiania historii, religii, sztuki, a także częściowo
nauki. Państwowy magiel wycisnął z obywateli wszystko, co czyni człowiekiem,
umyślnie prowadząc do dehumanizacji społeczeństwa. Modelując ludność duży
nacisk położono chociażby na wszechobecny kolektywizm – interesy jednostek się
nie liczą, ważna jest zbiorowość i jej dobro przedstawiane jest jako dobro
najwyższe. Niektóre, te bardziej inteligentne jednostki czasami nachodzą pewne
wątpliwości, co do słuszności takiego stanu rzeczy. Wówczas same uciekają się do
farmakologicznego wspomagania, aby pozbyć się dręczącego wrażenia. Taki nowy
porządek został wprowadzony podstępem po trwającej dziewięć lat wojnie i w
zasadzie nie jest niczym innym jak zawoalowanym, lecz w pełni kontrolowanym
niewolnictwem, wymagającym duchowego wyjałowienia.
Akcja osadzona jest w dwudziestym szóstym stuleciu. Według nowego kalendarza jest rok 632 AF, przy czym AF oznacza Anno Ford. Chodzi oczywiście o Henry’ego Forda, który zrewolucjonizował proces produkcji samochodów w Stanach Zjednoczonych, poprzez wprowadzenie taśmowej produkcji. To wręcz łopatologiczna analogia do tego, w jaki sposób funkcjonuje proces narodzin w rzeczywistości Republiki Świata; szybko, hurtowo, według określonego wzorca, tak aby poszczególne elementy, w tym przypadku ludzie, wypełniali przeznaczone im zadania – jak w fabryce. A gdy jakiś element się zepsuje lub jest wadliwy, zastępuje się go nowym.
Idea,
jaką autor próbuje przemycić jest równie intrygująca, co niepokojąca, a
zwłaszcza, gdy odejmiemy od powstałego społeczeństwa wszystkie ludzkie odruchy,
co w przypadku „Nowego Wspaniałego Świata” jest całkowicie normalne. Autor miał
bowiem chęć stworzyć ludzi pozbawionych wyższych uczuć, nieznających wyższych
idei, a emocje i uczucia uprościć do formy wyświechtanych rymowanych frazesów,
jakimi operują opisywane w powieści jednostki. Zdehumanizowani ludzie
zamieniają się więc w puste, zapętlone automaty. Główni bohaterowie powieści
nie są jednak tacy całkowicie ustandaryzowani, w każdym z nich jest coś, co
chociażby w niewielkim stopniu nie pasuje do przyjętego modelu, co zapewnia
namiastkę człowieczeństwa. Ale tylko namiastkę. Trudno bowiem byłoby pokazać takie
stuprocentowe automaty jako wiarygodnych bohaterów. Niemniej – w mojej opinii –
z bohaterami dało się zrobić znacznie więcej, niż zrobił to autor. Te bezduszne
i bezrefleksyjne automaty, które miały nas pozostawić po lekturze w ciężkim
szoku dałoby się przedstawić nieco ciekawiej, chociażby zwiększając
częstotliwość ich wzajemnych interakcji. Wszak fantastycznie – o czym wiedzą
najlepiej autorzy dramatów – opowiadać można samymi dialogami.
Przeciwwagę
dla nie w pełni wykorzystanych kreacji bohaterów stanowi John, zwany też
dzikusem – człowiek, który urodził się i wychował całkowicie naturalnie, w
rezerwacie, poza planem eugenicznym, a teraz wychodzący do świata zewnętrznego.
John jest pełnoprawnym człowiekiem, a więc jest między nim a innym bohaterami
kontrast. Dzikus – o ironio! – jest w stanie w pełni zdać sobie sprawę z tego,
co zaszło i wysnuć jakieś tęskne refleksje za utraconym bezpowrotnie światem –
jako jedyny, otoczony bezrefleksyjnymi automatami.
W
narracji Huxleya wiele jest opisów dotyczących świata przedstawionego, które uświadamiają
czytelnikowi, że w relacji świat-bohaterowie właśnie świat przedstawiony pełni
tu rolę nadrzędną – to znaczy bohaterowie tacy są bo świat taki jest, a nie
świat taki jest, bo bohaterowie czynią go takim. Z tego powodu czasem można
odnieść wrażenie, że opisy nacechowane są nieco encyklopedycznym stylem,
sprzyjającym sporadycznemu, acz dyskretnemu ziewaniu.
Dzieło
Huxleya często porównywane jest do świata wykreowanego przez Georga Orwella w
powieści „Rok 1984”. Oba teksty są podobne w swej wymowie i ogólnych
założeniach. przestrzegają bowiem czytelnika przed przyszłością, technologią która
może posłużyć do kontrolowania mas, lecz książka Huxleya ma również społeczno-gospodarczy
wydźwięk, a konkretniej stanowi krytykę wszechobecnego w Republice Świata konsumpcjonizmu.
Konsumpcjonizm ten stymulowany jest przez państwową machinę, której zadaniem
jest wytworzyć w ludziach silną potrzebę posiadania, stanowiącą substytut dla
wyższych potrzeb; potrzeby kochania i bycia kochanym – chociażby. Mniejszy
nacisk powieść natomiast kładzie na aspekt ideologiczno-polityczny, choć nie
jest on tak całkowicie nieobecny. Z dzieła Huxleya wyczytać możemy, że wychowywaniem,
czy też raczej indoktrynowaniem dzieci zajmuje się państwo, zaszczepiając w
nich na przykład antyrodzinne poglądy i tu znowu ktoś może znaleźć podobieństwo
do dzieła Orwella – i całkiem słusznie.
W
tej powieści nie znajdziemy patetycznego tonu, mowy o konieczności obalenia
obecnego stanu rzeczy, ani heroicznych sylwetek dzierżących sztandar wolności. Zobaczymy
jak wygląda życie wybranych mieszkańców Republiki Świata – bez zadawania kłamu
i zbędnych upiększeń. Mieszkańców zarówno tych żyjących w całkowitej
nieświadomości i tych, których od czasu do czasu trafiają powierzchowne
refleksje, prędko jednak zabijane narkotykowym odurzeniem. Prześlizgniemy się
po ich płytkich kreacjach i perypetiach. Płytkich, bo naturalnie odartych z
emocji przez narkotyki, socjotechnikę i eugenikę. Ujrzymy naukę w służbie zła i
prawdopodobnie poczujemy gorzką rezygnację i odrobinę litości, dla tego, czym
byliśmy niegdyś i czym się w antyutopii Huxleya staliśmy.
Sama wizja na pierwszy rzut oka nie wydaje się taka straszna. Mieszkańcy Republiki Świata nie cierpią – oni mają tyle szczęścia, że w zasadzie nie wiedzą, co z nim zrobić. Znacznie bardziej interesujące są kulisy tego szczęścia, majaczące gdzieś na tyłach powieści. Wszak nie można cierpieć bez znajomości idei cierpienia, nie można się bać, nie znając uczucia strachu. A bohaterowie powieści przecież nie znają niemal żadnych negatywnych emocji, nie mają świadomości, że dzieje się im coś niedobrego. Tylko empatyczny czytelnik, z uwagi na narracje w trzeciej osobie, stojący niejako poza granicami opowieści jest w stanie to zauważyć. I być może za sprawą bierności ze strony bohaterów niektórym odbiorcom ścierpnie skóra.
Sama wizja na pierwszy rzut oka nie wydaje się taka straszna. Mieszkańcy Republiki Świata nie cierpią – oni mają tyle szczęścia, że w zasadzie nie wiedzą, co z nim zrobić. Znacznie bardziej interesujące są kulisy tego szczęścia, majaczące gdzieś na tyłach powieści. Wszak nie można cierpieć bez znajomości idei cierpienia, nie można się bać, nie znając uczucia strachu. A bohaterowie powieści przecież nie znają niemal żadnych negatywnych emocji, nie mają świadomości, że dzieje się im coś niedobrego. Tylko empatyczny czytelnik, z uwagi na narracje w trzeciej osobie, stojący niejako poza granicami opowieści jest w stanie to zauważyć. I być może za sprawą bierności ze strony bohaterów niektórym odbiorcom ścierpnie skóra.
Czy
„Nowy Wspaniały Świat” rzeczywiście jest taki wspaniały? No, cóż – i tak, i
nie. Teoretyczne założenia dotyczące stworzenia nowego porządku – jakkolwiek są
niemoralne – częściowo wydają się wynikać z troski i pragnienia ochrony
obywateli przed nimi samymi i smutkami codzienności, biorą się z trwającej
dziewięć lat wojny. Warunkowanie i absolutna kontrola mają zagwarantować, że
nigdy więcej nie dojdzie do sytuacji, w której jeden człowiek będzie zabijać
drugiego. Z drugiej jednak strony, starając się być maksymalnie obiektywnym, postulaty
leżące u podstaw na przykład socjalizmu na papierze też nie wyglądają źle. Jakkolwiek
byśmy tej sprawy nie rozważali „Nowy Wspaniały Świat” to całkiem inteligentna
ironia i taki delikatny pstryczek w nos dla wszystkich utopijnych wizji, bo te
– stara się nam powiedzieć autor – niemal zawsze mają swoją drugą, mroczniejsza
stronę i bywają przewrotne.
Aldous Huxley poza powieściami pisywał także eseje, poezje i opowiadania. Jest nawet autorem jednego dramatu The World of Light (1931). W sumie napisał około pięćdziesięciu książek, ale zdecydowanie tą najbardziej znaną w Polsce jest właśnie „Nowy Wspaniały Świat” (1931). Pierwszą nieopublikowaną powieść napisał mając lat zaledwie siedemnaście. Pierwszymi opublikowanymi dziełami były książki Crome Yellow (1921), Antic Hay (1923), Those Barren Leaves (1925) i Point Counter Point (1928).
Warto
po tę książkę sięgnąć, szczególnie jeśli mamy za sobą „Rok 1984” Orwella, bo
wtedy można podjąć próbę porównania obu dzieł i spróbować samodzielnie
odpowiedzieć sobie na pytanie „co mnie bardziej przeraża?”. Polityczny terror,
czy nieświadomość własnego człowieczeństwa?
Źródła
2. Głażewski M. Dystopia albo ontologia Zło-bytu. Dostępny: https://repozytorium.ukw.edu.pl/bitstream/handle/item/652/Michal%20Glazewski%20Dystopia%20albo%20ontologia%20Zlo%20bytu.pdf?sequence=1&isAllowed=y
Źródła
1. Huxley A. Nowy Wspaniały Świat. Warszawa, 2013.
2. Głażewski M. Dystopia albo ontologia Zło-bytu. Dostępny: https://repozytorium.ukw.edu.pl/bitstream/handle/item/652/Michal%20Glazewski%20Dystopia%20albo%20ontologia%20Zlo%20bytu.pdf?sequence=1&isAllowed=y
3. Chojnacka B. Ciarcińska K. Edukacja jako gwarancja szczęścia – od Utopii do Summerhill. Perspektywa filozoficzno-pedagogiczna. Dostępny: http://repozytorium.uni.wroc.pl/dlibra/publication/94649/edition/89292/content?ref=desc
Prześlij komentarz
6 Komentarze
Szczerze mówiąc zaintrygowałeś mnie tym opisem i z chęcią sięgnę po tę książkę. Akurat lubię takie na pozór utopijne światy, zwłaszcza jeśli jest w stylu Orwellowskiego "Roku 1984". Może mam jeszcze wiele książek do przeczytania, ale tą z pewnością dodam do swojej listy oczekujących. Nazwisko autora brzmi znajomo, chociaż nie wydaje mi się, żebym coś od niego czytała (możliwe, że kojarzę ze studiów). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj, dziękuję za komentarz.
UsuńPolecam serdecznie. Nie jest to przyjemna lektura, bo może silnie działać na emocje, ale to klasyk, jeśli chodzi o antyutopie. Zaraz obok "Rok 1984" Orwella jedno z ważniejszych dzieł. Warto znać, albo przynajmniej spróbować poznać.
Lubię takie klimaty. Equilibrium, collective hive mind. Co jest nieefektywne jest odrzucane. Ciekawe podejście do tworzenia ustroju. Oczywiście dla mnie nierealne ponieważ jestem wieczną prokrastynatorką 🙂 Chociaż jak pomyśleć, że taka cywilizacja mogła by osiągnać dużo więcej jak chociażby skolonizowanie nowej planety czy zbudowanie Sfery Dysona 😉
OdpowiedzUsuńWitaj, dziękuję za komentarz.
UsuńLudzkość w powieści Huxleya co prawda nie jest hive-mindem, trochę im jeszcze brakuje, ale wizja globalnej unifikacji i modyfikowania genomu, by to umożliwić jest dość intrygująca. Jeśli jeszcze nie czytałaś, to serdecznie zachęcam. Książka jest cieniutka, ale robi wrażenie i zostawia czytelnika z licznymi przemyśleniami.
Taka wspaniała Utopia, która jest nie możliwa do spełniania.... Intrygująco :)
OdpowiedzUsuńRaczej antyutopia, która lepiej żeby się nie spełniała.
Usuń