Hakon Lindberg budzi się w komorze kriogenicznej i od razu zauważa nad sobą zwłoki. Na statku kosmicznym wiszącym pośrodku niczego doszło do jakiejś masakry. Innym ocalałym jest nawigator Dija Udin Alhassan. Kto pozbawił życia wszystkich poza tą dwójką i dlaczego? Może oni sami, tylko tego nie pamiętają? Jedno jest pewne. Ktokolwiek to zrobił wciąż znajduje się na pokładzie. „Chór zapomnianych głosów” zaczyna się naprawdę obiecująco, od trzęsienia ziemi i Hitchcock z pewnością przyklasnąłby Remigiuszowi Mrozowi za takie otwarcie. Mamy tajemnicę, dwójkę skołowanych bohaterów, którzy są na siebie skazani, a w dodatku nie mogą sobie ufać, gdyż oboje z całą stanowczością utrzymują, że nie mają nic wspólnego ze śmiercią załogi.

W trakcie lektury tego początkowego segmentu obecne jest poczucie zagrożenia, które Mróz buduje poprzez luki informacyjne i generowanie podejrzeń względem obu bohaterów. Z początku wiele zapowiada, że „Chór zapomnianych głosów” będzie duszną opowieścią silnie opartą na rozbudowanej psychologii obu postaci, smakowitym kryminałem z elementami horroru, ale im dalej w las, tym bardziej przekonujemy się, że pisarz jednak zrezygnował z napisania książki w klimatach filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, a trochę szkoda, gdyż wierzę, że Remigiusz Mróz miał odpowiednie zasoby; doświadczenie i potencjał warsztatowy, aby przyzwoicie poradzić sobie z takim wyzwaniem.

„Chór zapomnianych głosów” po pewnym czasie porzuca wątek kryminalny, elementy horroru i niepokojący klimat na rzecz narracji przygodowej, kosmicznej odysei, w której całkiem zgrabnie poprowadzona intryga zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, pojawiają się nowi bohaterowie, zmieniają się ich cele i motywacje, atmosfera również ulega zmianie – wyraźnie rzednie. Przez jakiś czas ma się wrażenie, że powieść wstąpiła na nowe tory, ale niewyjaśnione kulisy krwawej masakry, po której w kriogenicznej komorze budzi się główny bohater, uparcie, niczym bumerang powracają, stając się istotną częścią tej historii i ważną sprawą dla załogi statku kosmicznego, do której dołączają Hakon i Alhassan.

Co do tej dwójki: Hakon jest spokojnym i stonowanym Skandynawem natomiast ten drugi to rozgadany i pyskaty muzułmanin o niewyparzonej gębie, zwykle dogryzający towarzyszowi i nierzadko zapominający się przy obcych – z tego powodu często wpada w kłopoty. Warto podkreślić, że relacja tej dwójki nieco ewoluuje ostatecznie przybierając formę bardzo szorstkiej przyjaźni. Relacji tej autor poświęcił całkiem sporo uwagi, czego raczej nie można powiedzieć o pozostałych bohaterach, dzierżących charakteryzujące je atrybuty podporządkowane funkcjom pełnionym na pokładzie statku. Mamy więc mechanika, radiooperatorkę itd. Trudno tych bohaterów bliżej poznać, lepiej poczuć i się z nimi „zaprzyjaźnić”. W związku z tym waga ponoszonych przez nie ofiar jest relatywnie niska, a ich wzajemne interakcje mogą niekiedy budzić w czytelniku poczucie sztuczności. 

Styl prowadzenia narracji, no cóż, jest dość kryminalny, trudno byłoby spodziewać się czegoś innego po autorze, któremu sławę przyniosły właśnie opowieści o morderstwie, ale obecne są tu też elementy właściwe gatunkowi jakim jest space opera; dalekie podróże między gwiazdami, osobiste przeżycia bohaterów, romanse i podejmowanie heroicznych decyzji wraz z ponoszeniem wysokiego ryzyka. Pisarz co jakiś czas podrzuca czytelnikowi wskazówki albo fałszywe tropy, dając tym samym odbiorcy pole do snucia hipotez i zgadywania, ale intryga, którą ułożył jest zbyt skomplikowana, aby móc samodzielnie na podstawie poszlak ułożyć tę historię w całość, nim Remigiusz Mróz odkryje przed czytelnikiem wszystkie karty.  Rozgałęziająca się struktura książki również to utrudnia bowiem im dalej, tym więcej wątków, postaci oraz pytań wymagających odpowiedzi.

Niezaprzeczalną zaletą tej książki jest fakt, że dużo się dzieje, (co niewątpliwie wynika z wyżej wspomnianej rozgałęziającej się struktury), a dobrze rozstawione punkty zawieszenia akcji w zasadzie nie pozwalają się od niej oderwać. Podzielenie tekstu na mniejsze części w obrębie rozdziałów również pomaga zdynamizować akcję. Mimo, że bohaterowie nie pochodzą z psychologicznych wyżyn i nie są specjalnie wiarygodni lub przekonujący, to sama opowieść ciągnie odbiorcę naprzód bowiem poznanie ostatecznego rozwiązania wydaje się całkiem kuszące, a narzucone wysokie tempo akcji niespecjalnie męczące dla czytelnika.

Trzeba jednak mieć na uwadze, że „Chór zapomnianych głosów” należy do tej części fantastyki naukowej, do której nie należy podchodzić zbyt poważnie. To powieść lekka, rozrywkowa, bardziej fiction niż science, mająca czytelnika przede wszystkim zabawić i sprawić, by łamał sobie głowę nad stworzoną przez autora intrygą. Mróz położył wiele akcentów na kwestie przygodowe i jeśli z takim nastawieniem się do tej książki zabierzemy, jak do powieści przygodowej, to w gruncie rzeczy minimalizujemy prawdopodobieństwo rozczarowania się tą historią. To nie jest dzieło, w którym należy doszukiwać się, komentarza społecznego, głębokich rozważań i podejmowania trudnych tematów, a w szczególności naukowych prawidłowości. Z tego też powodu książka raczej nie skomplikuje życia tym odbiorcom, którzy są na bakier z technologicznym żargonem, autor nie stawia między tekstem a czytelnikiem bariery kompetencyjnej. Stąd „Chór zapomnianych głosów” ma niski próg wejścia i z pewnością nie przyprawi czytelnika o opad szczęki, ale na przykład pomoże przetrwać nudną podróż pociągiem. „Chór zapomnianych głosów” nie jest jednak kompletną historią. Dopiero sequel „Echo z otchłani” zamyka tę opowieść i warto to wiedzieć, nim sięgnie się po część pierwszą.

Nie mogę rzecz, że „Chór zapomnianych głosów” to dobra książka, ale nie mogę też rzec, że fatalna. Jeśli lubisz lekką przygodę w kosmosie to może warto się zastanowić i spróbować. Mimo, że osobiście gustuję w cięższych i poważniejszych dziełach fantastyczno-naukowych, które pełnią rolę komentarza społecznego, mówią coś więcej o życiu oraz świecie lub walą obuchem po głowie jak na przykład twórczość Johna Brunnera, to przy „Chórze zapomnianych głosów” odpocząłem.

Absolutnie nie mogę jednak wybaczyć jednej rzeczy, a mianowicie tekstu na czwartej stronie okładki, który potencjalnego czytelnika trochę okłamuje. Opis dość jednoznacznie sugeruje, że będzie to śledztwo dwójki wzajemnie podejrzewających się bohaterów na zaścielonym trupami pokładzie samotnego i zagubionego okrętu, na którym być może czai się ktoś jeszcze, ale ten wątek po jakimś czasie ulega rozwiązaniu. W gruncie rzeczy płacimy za inną opowieść niż byśmy oczekiwali.

Źródła:

1. Mróz R. Chór zapomnianych głosów. Poznań, 2019.